sobota, 20 grudnia 2008

Happy Christmas Time!!!!

Kochani już za kilka dni usiądziecie do wigiljnych, polskich stołów suto zastawionych,
i z pewnością będziecie o nas ciepło mysleć:)
My o was również, bo bardzo was kochamy, i czy trudno wam w to uwierzyć, czy też nie, jesteście dla nas bardzo cenni!
Dziekujemy za każdą modlitwę, za każdą myśl o nas. Wiemy, że w Polsce mamy nieprzemijający skarb... Przyjaźń...wielu niezwykłych i niepowtarzalnych ludzi:)

W tym jedynym dniu
Czas dla wielu się zatrzymał.
Gwiazda zajaśniała z daleka
Chrystus już jest, właśnie się narodził
Dla naszego Zbawienia
W tym momencie
nieistotna choinka, prezenty
Najważniejszy jest ON
Król na wieki wieków
Święty...

piątek, 12 grudnia 2008

Inteligentne rozmowy matki z córką:)

Ostatnimi czasy wraz z Abi bawimy się w zadawanie pytań i odpowiadanie na nie.
Ja rzecz jasna pytam się o wszystko, a Abi z uśmiechem i dumą popisuje się swoimi wiadomościami:)

Oto kilka z nich:

Jak się nazywasz?- Bibi
Kto kocha mamę?- Tata
Kto kocha Abi?- Mama
Twoja ulubiona literka?- Aaaaaa
Twoje ulubione zwierzątko?- Twa, twa (tłum. kaczka:)
Twoja ulubiona zabawka?- ta to (tłum. gniazdko do prądu:)
Twój ulubiony samochód?- Ijo, ijo (tłum. karetka bądź straż pożarna)
Co lubisz jeść?- Mamu (tłum. mamę:)
Abi powiedz żarówka...Bibu grrr :)
Co najbardziej lubisz robić?- Szyyyyyy (tłum. suszyć włosy)

I to chyba na tyle, jak mi sie coś przypomni to napiszę więcej.

poniedziałek, 8 grudnia 2008

Po pracy

To był bardzo pracowity weekend, z jednej strony cieszę się, że już minął, a z drugiej trochę mi smutno, że znowu będę musiała siedzieć w domu, bo pogoda niestety na dworze nie rozpieszcza.
Został jedynie ból pleców i gardła po cieżkiej pracy:)
Wszystko zaczęło się w poprzedni czwartek.
Cały dzień spędziłam w kościele z Abi dekorując kościół na święta Bożego Narodzenia.
Miejsce naszych niedzielnych spotkań przypomina wielką halę produkcyjną, więc trzeba było się mocno nagłowić, żeby z tych zimnych pustych ścian stworzyć piękne, ciepłe miejsce.
Udało się jednak, i dzięki Bogu. To On dał mi inspiracje co zrobić, i efekt wszystkim się bardzo spodobał. Stwiedzili, że po raz pierwszy mają międzynarodową dekorację:) Może i tak, sama nie wiem, na pewno trochę polskości w to włożyłam:)
W piątek pomagałam jednej starszej siostrze z kościoła uprządkować kuchnię przed Świetami.
Udało się to zrobić dość szybko i zgrabnie, potem zjadłyśmy razem lunch i pojechałam do domu. W sobotę po raz kolejny musiałam jechać do kościoła by wszystko dokończyć przed niedzielą.
A w niedziele siedziałam z sześciorgiem dzieci w wieku tak do dwóch lat w szkółce i uczyłam je, jak skaczą zające i szczekają pieski:)
Może to niezbyt rozwijające zajęcie, ale przyniosło mi wiele satysfakcji. Dzieci były bardzo zadowolone i szczęśliwe. Muszę również wspomnieć, że razem ze mną był mój mąż, który dzielnie mnie wspierał, i miło było popatrzeć, jak maluszki wspinały sie na jego kolana, by poczytał im książkę. Abi tylko obserwowała, jak mama i tata zabawiają inne dzieci i powiem szczerze, że nie była aż tak zazdrosna, no może na początku, jak wszystkie wieszały się nam na szyję:)
Stwierdziłam po tym wszystkim, że nie chiałabym mieć 5 dzieci. Po dwóch godzinach byłam wykończona i marzyłam by się na chwilkę położyć:)
Dzisiaj za to odpoczywam z gilami do pasa:)
Abi teraz smacznie śpi więc mam czas by coś napisać.
Ostatnio wiele jest w mojej głowie myśli związanych z naszą przyszłością, czasami aż w nich tonę, ale Bóg podaję mi swoją dłoń i staję na lądzie.
Są chwile gdy tęsknota wzbiera się we mnie, jak ogromna fala i zalewa mnie. Dziękuję Bogu, że nadal żyję, i mam uśmiech na twarzy.
Wiele ostatnio się dookoła mnie dzieje, kiedy ktoś sprawia mi przykrość( co tu dużo mówić, różnice kulturowe robią swoje), przychodzę do Boga i proszę Go o więcej miłości, a potem za jakiś czas te osoby przychodzą do mnie i mówią mi, że im przykro, że niechciały tego powiedzieć i proszą mnie o wybaczenie. W takich sytuacjach jestem bardzo zszkowana, jak Bóg się o mnie troszczy, jak nie chce abym była smutna czy zraniona. To niesamowite, jak On kocha.

Zbliżają się Święta, jeden z najcudowniejszych okresów w całym roku, kiedy po raz kolejny możemy świętować narodzenie naszego cudownego Jezusa, i aż trudno uwierzyć, że za cztery miesiące będziemy wspominać we łzach Jego męczęńską śmierć.
Nie wyobrażam sobie życia bez NIEGO...

czwartek, 27 listopada 2008

Thanksgiving Day









Dziś cała Ameryka obchodziła słynne święto dziękczynienia (Thanksgiving Day). Dla nas było to przeżycie nowe, i jednocześnie ciekawe. Zostaliśmy zaproszeni na obiad do jednej z rodzin amerykańskich, która mieszka w Indianapolis, 1,5 godz. drogi z naszego domu. Wszyscy byliśmy podekscytowani faktem, że będziemy mogli popodglądać amerykańskie zwyczaje:)
Najwięcej było oczywiście jedzenia...
Amerykanie kochają duuużo jeść!
Było wiele potraw, które smakowały bardzo ciekawie, ale niestety nie jestem w stanie podać szczegółów:) Cudownie smakował indyk i pieczona szynka, a także ciasto dyniowe.
Kuba stwierdził, że ze mnie to rodowita Amerykanka się robi:), bo ciągle mówiłam, jaka to ja jestem szczęśliwa, że nas zaprosili, i że wszystko jest takie cudowne, że brakuje mi słów...

No cóż ci co mnie lepiej znają, to wiedzą, że w Polsce też kochałam mówić ludziom komplementy. Jednak Amerykanie inaczej przyjmują tego typu wypowiedzi niż Polacy. Może są bardziej przyzwyczajeni do słyszenia miłych rzeczy niż my...
Sama nie wiem, tak sobie tu rozmyślam jedynie.


Wracając do naszego wypadu, Abi dostała śliczną lalkę od jednego miłego, amerykańskiego wujka, a my mnóstwo jedzenia, lodówka jest pełna przyjeżdżajcie!!!
Może w ten sposób da się was tu sprowadzić;)


Opowiadaliśmy dziś sporo o Polsce, ludzie są bardzo zainteresowani naszym krajem. Myślę, że daliśmy dobre świadectwo:) Przecież jestem dumna z mojego kraju i słowa złego nie dam o nim powiedzieć, taka ze mnie patriotka na odległość...:)


Wróciliśmy do domu wieczorkiem, najedzeni i zmęczeni, ale niesamowicie wdzięczni Bogu, że dał nam dziś tak wiele radości...

Ostatnio modliłam sie o pogodę w naszym mieście, żeby jak najczęściej świeciło słońce w tą zimę, ponieważ usłyszałam od tutejszych mieszkańców, iż ten okres jest bardzo szary, wietrzny i nieprzyjemny.

Dowiedziałam się dzisiaj, że to pierwsze od kilku lat święto dziękczynienia w naszym stanie, gdzie przez cały czas świeciło słońce!!! Z resztą ostatnie dni są ciągle słoneczne i ludzie są w szoku.
A ja sobie myślę, że to prezent od Boga specjalnie dla mnie, żebym mogla wyjść na dwór i cieszyć się to piękna pogodą, a także doświadczyć tego, że nasz Tatuś w niebie jest w stanie zrobić dla nas dosłownie WSZYSTKO:)))


Gdy wracaliśmy z powrotem do West Lafayette, oglądaliśmy przecudny zachód słońca, chmury w około płoneły czerwienią, a ja przypominałam sobie, jak wielkie rzeczy Pan uczynił dla nas ostatnio i, jak bardzo nas kocha.

Zamieszczam też kilka zdjęć z naszej eskapady:)

Buziaczki kochani.............jesteście piękni:)))))

środa, 19 listopada 2008

Przez wiarę...


Dziś po raz kolejny zrozumiałam, że cierpienie człowieka w dużej mierze zależy od niego samego, od tego, jak postrzega daną mu rzeczywistość, czy potrafi radzić sobie z problemami...
A przecież jest Jezus, przez niektórych postrzegany wyłącznie jako postać historii, dla innych w teorii Zbawiciel, dla innych Pan.
W kościołach słychać o Nim na różne sposoby.
Co z tego?...
Jak i tak garstka korzysta z tego KIM jest naprawdę.
Smutne...
Tak wiele problemów, tak wiele łez, a wystarczy zawalczyć o czas, czas by być blisko Niego, by móc wylewać przed Nim olejek alabastrowy... I ten moment przypływu pokoju, miłości niepojętej, oczekwiania, aż się spełni...
Gdybyśmy tylko wiedzieli, jak wiele mamy, jak wiele nam powierzono, i jak wiele przed nami...
Gdybyśmy przez chwilę zdali sobie sprawę, że mamy władzę nad każdym złym dniem...
Dziś przekonałam się w niewielkim stopniu czym jest moje życie blisko Jezusa, i chcę tego więcej, nawet gdy nikt tego nie zrozumie...ON rozumie!!!
Chwała Mu za to!!!!!!

poniedziałek, 17 listopada 2008

Tęsknie za Wami


Zastanawiałam się dzisiaj dlaczego ostatnimi czasy nie zamieszczam tak wiele postów na swoim blogu. No cóż, sama nie wiem. Czy mi się nie chce...? Czy nie mam czasu...?
Nie to chyba nie to...
Ostatnio brakuje mi weny twórczej by stukać w klawiaturę:)
To wpływ tej dzwnej pogody, która zawitała do naszego miasta. Strasznie wieje i pogoda zmienia sie co godzinę, raz słońce, raz deszcz, raz mgła, a potem śnieg i to wszystko jednego dnia.
Niestety ja chcąc nie chcąc na pogodę reaguję i myślę, że to właśnie jeden z powodów braku chęci do pisania...
Widzicie, jak ja się wam tłumaczę:)
Wczoraj dowiedziałam się, że pewna kobieta w zborze ostatnio modliła się do Boga, żeby wskazał jej jedną osobę, której trzeba pomóc w te święta...I zgadnijcie kto jej stanął przed oczami:)JA!!!
Co ja mogę napisać, Bóg zawsze się troszczy, tylko czasem trzeba na Niego poczekać, bo On nie działa, jak maszyna na monety, jak wrzucisz to coś zadziała natychmiast:)
Ja czekałam i modliłam się w skrytości Ducha, żeby te świeta pierwszy raz z dala od rodziny, od Polski, miały specjalny charakter. Wierzę, że tak się stanie.
Jedna z rodzin z kościoła zaprosiła nas do swojego domu na pierwszy dzień Świąt. Cieszę się, bo będę mogła zobaczyć, jak się je obchodzi w Stanach.
Dowiedziałam się również, że u większości rodzin, prezenty kupuje się tylko dzieciom. Dorośli mogą cieszyć się sobą, jedzonkiem i swoimi pociechami:)

Kuba też jest bardzo zadowolony, bo zostało mu do zakończenia semestru tylko 4 tygodnie, a potem 3 tygodnie wolnego!!!
Czas tak szybko biegnie, dopiero co tu przyjechaliśmy, a już kończy się pierwszy semestr. Niesamowite:)
Szybciej zawitamy do Polski!
Ostatnio zauważyłam, że na Naszej Klasie wielu moich znajomych zamieszcza zdjęcia krajobrazów polskich gór i morza. Bardzo jestem dumna, że pochodzę z tak pięknego kraju, że tam zawsze czekają na mnie szczególne osoby, i zawsze będą czekać. Aż się łza w oku kręci, na myśl, że za jakiś czas was zobaczę. Mocno w to wierzę. Bóg spełnia nasze marzenia, choćby te nie do spełnienia na ten moment.
Kocham was!!!

wtorek, 11 listopada 2008

__________________




Tak, jak pisze Mama Królika:) Blogów Ci u nas dostatek!
Cudownie jednym słowem, bo wiem co u kogo się dzieje, kto co przeżywa, jak się wszyscy miewacie i odnajdujecie w tej jesienno- zimowej rzeczywistości.
Mój ostatni weekend był najcudowniejszym czasem jaki spędziłam do tej pory w West Lafayette.
Dlaczego? Odwiedzili nas nasi bliscy przyjaciele z Mobile, w stanie Alabama. Przejechali 12 godzin samochodem, żeby sie z nami spotkać. W sumie to od nich zaczęła sie nasza przygoda z USA. Historia ta jest bardzo ciekawa i inspirująca, bo warto być otwartym i szczerym wobec innych, wtedy wiele sie zyskuje, a mniej traci.
Linnie i Ferrill (bo tak mają na imię) przywieźli nam tyle prezentów, że zliczyć się nie da, ale przede wszystkim przywieźli siebie i swoją przyjaźń, która jest najcenniejsza.
Zabrali nas na pyszną kolację do typowej amerykańskiej restauracji na steaki i frytki. Ja dodatkowo zamówiłam sobie nietypową sałatkę, z niebieskim serem i cynamonem. Jedni powiedzą FUJ, drudzy no ciekawy smak...
Dla mnie jednym słowem PYCHOTKA :)
W sobotę dla odmiany ja przygotowywałam kolacje i deser, ucieszyłam się bardzo, bo zjedli prawie wszystko.
Na marginesie, Amerykanie mają starsznie skomplikowane smaki, jedzą albo za słodko, albo bardzo słono i pikantnie.
W niedziele wszyscy razem poszliśmy do kościoła, a potem na meksykańskie jedzonko.
W każdym razie przez ten weekend zjadłam naprawdę duuużo:)
W czwartek mam gościa, przemiłą dziewczynę o imieniu Kara, która śpiewa w zespole uwielbieniowym w naszym kościele i jest pielęgniarką w jednym ze szpitali w naszym mieście. Bardzo sie cieszę, bo widzę, że powoli samotność wymazuje się z mojego życia.
I może będę mogła z kimś od czasu do czasu wypić kawkę z mojego super ekspresu;)
Jednak jestem Bogu wdzięczna za ten czas samotności, to naprawdę niezwykłe ile można się wtedy nauczyć.
Dziękuję za każdą modlitwę i za każde westchnienie do Boga związane z naszą rodzinką.
Kocham was i błogosławię...i oczywiście tęsknię

środa, 5 listopada 2008

Po wyborach...



Abi brała czynny udział w kampanii wyborczej. Nie miała uprzedzeń by zrobić sobie zdjęcie przy McCainie czy Obamie:P

poniedziałek, 3 listopada 2008

***********


Cudownie jest wiedzieć, że są ludzie na których o każdej porze dnia i nocy możesz polegać. Ich modlitwy docierają do najgłębszych miejsc mojego serca i budują mojego wewnętrznego człowieka, i najciekawsze jest to, że często nie jestem tego świadoma.
Dziekuję kochani za każde westchnienie do nieba związane z moją rodziną:)

U nas lato w pełni, choć to początek listopada temperatura w ciągu dnia wynosi 28 stopni. Cudownie jest wyjść w krótkim rękawku, w sandałkach i patrzeć, jak cudownie żółkną liście na drzewach.
Od kiedy zmieniłam sposób mojego myślenia, Bóg otworzył mi oczy i teraz mogę widzieć wszystko inaczej.
Zawsze pragnęłam osiągnąć pokój i radość w chwilach gdy moje ,,ja" domaga się swego, i jest mi tak bardzo źle! Doszłam jednak do tego wspaniałego miejsca, i zrozumiałam, że wszystko zależy od Boga, każda sekunda mego życia ukryta jest w Jego sercu. Zależy Mu na mnie i to jest najcenniejsze!
Z takimi myślami żyje się tak spokojnie, choć cały świat nawołuje do pośpiechu.
Ciekawe jest to, że Jezus nigdy się nigdzie nie śpieszył:)
Dobry Bóg się nami opiekuje!

PS. Dziś odwiedziłam jeden z hipermarketów, a tu niespodzianka wszystko udekorowane na święta Bożego Narodzenia, wokoło pachnie cynamonem i piernikiem, a z głośników rozbrzmiewa ,,I'm dreaming of a white Christmas, just like the ones I used to know..."
I tak mi się zrobiło ciepło w sercu, bo Świeta to czas szczególny w moich wspomnieniach i marzeniach:)

piątek, 31 października 2008

O Abi

A jeśli chcecie zobaczyć poczynania naszej ukochanej córci zapraszam na stronkę mojego męża:)
http://www.jzablocki.multimo.pl/
Kiedy przybliżam się do mojego Boga, wszystko staje sie takie proste, a zarazem świeże. To niesamowite, że kiedy moja relacja się z Nim pogłębia, słowo, które codziennie czytam trafia do mnie w niesamowity sposób.
Ostatnio jeden z fragmentów, który czytałam wiele razy przemówił do mnie bardzo wyraźnie.
Jezus mówi tam, że na ziemi nie ma swojego własnego domu. Tak bardzo mnie to uderzyło, bo ja też w sumie nie mam swojego stałego miejsca zamieszkania, ciągle się gdzieś przenosimy, ciągle zmieniamy otoczenie.
Postanowiłam, że tym razem postaram sie z całych sił cieszyć się tym, że tu jestem i błogosławić to miasto i tych ludzi, dawać im miłość i jednoczesnie radość.
Po mojej decyzji następnego dnia dostałam bardzo dużo maili, od ludzi z tutejszego kościoła. Wszyscy zapragnęli nagle wypić ze mną kawę, i po prostu pogadać:)
Bóg zadziałał, bo ja zmieniłam nastawienie!
Jeśli przeminiamy nasze myśli na pozytywne, to od razu widać owoce!

Ci którzy znają troszkę naszą historię życia informuję, że do naszego miasta w następnym tygodniu, przyjeżdża Liennie i Ferrill (to ci ludzie, którzy 2 lata temu zafundowali nam wycieczkę do Stanów)
Będą tu kilka dni, więc zapowiada się niesamowity czas. Jestem ty wszystkim bardzo podekscytowana:) Przyjechali specjalnie, żeby się z nami zobaczyć i przywieźć nam sporo rzeczy. Bóg jest dobry!

Z innej beczki odwiedzając blogi zaprzyjaźnionych mi osób, stwierdzam, że Bóg naprawdę czyni coś wielkiego w Polsce i przemawia do każdego na inny sposób i to jest niesamowite, piszcie kochani więcej, bo jestem spragniona polskich przemyśleń, informacji co gdzie, jak i kiedy:)
Kocham was bardzo, pomimo odległości, która nas dzieli!!!

wtorek, 28 października 2008

Poniedziałkowy wieczór


Dla mnie życie w Ameryce ciągle jest takie samo...no może poza małymi wyjątkami:)
Wielu ludzi z Polski pisze do mnie maile, jak się miewam, jak mijają mi dni?
Może zacznę od tego, że staram się być bliżej Boga i szanować każdy dzień, który On mi daje.
Z taką myślą żyje mi się znacznie lepiej, bo wtedy wykorzystuje jakże cenny czas na ,,cenne" rzeczy.
Wczoraj wieczorem wraz z mężem i Abi byliśmy u jednego młodego małżeństwa. Przyszło tak około 10 osób, więc w domu było gwarno i tłoczno:)
Moja córka była zachwycona atmosferą i tym, że każdy zwracał na nią swoją uwagę
... ach te kobiety ...:)
Właściciele domu posiadają małego foksteriera, która wyczekiwał chwili, jakby tu liznąć Abi po twarzy. No i się wreszcie doigrał, bo wyrzucono go do ogrodu i biedna Abi większość czasu przesiedziała w kuchni przy szybie ( pies również), wysyłając mu niezliczone serie buziaczków. To się nazywa przyjaźń:)
My w tym czasie z Kubą mogliśmy troszkę porozmawiać z młodzieżą amerykańską. Wszyscy już pracują, czasami dniami nocami, więc w kółko podkreślają, jak bardzo są zajęci i zmęczeni.
Ja osobiście korzystałam z czasu i próbowałam im przetłumaczyć, że życie jest piękne i czasami wzkazane jest się zatrzymać. Poznaliśmy z Kubą bardzo miłe, młode małżeństwo, i mam cichą nadzieję, że może się jakoś, gdzieś, kiedyś spotkamy.
Ogólnie pisząc wieczór był bardzo udany i cieszę się, że mogłam się na chwilkę wyrwać z szarej rzeczywistości.
Po moich codziennych przemyśleniach dochodzę jednak do wniosku, że obecny czas w Stanach jest niepowtarzalny i co najważniejsze sprawia, że mogę się rozwijać w mojej osobistej relacji z Bogiem.

środa, 22 października 2008

Yummy:)


Chciałabym dzisiaj podzielić się pewną historią, która wiele dała mi do myślenia, a poniekąd jest opowiedzią na moje pytania...

Pewnego dnia pewna dziewczyna zaczęła zwierzać się swojej matce, jak bardzo jest nieszczęśliwa. Właśnie oblała kolejny egzamin, rzucił ją jej ukochany chłopak, jej najlepsza przyjaciółka wyprowadza się. Jej mama w tym czasie właśnie przygotowywała ciasto i zapytała swojej córki czy nie chciałaby skosztować kawałka. Na co dziewczyna odrzekła:
,,Z chęcią mamo, uwielbiam twoje wypieki".
,,Proszę zjedz margarynę, którą używam do ciasta". ,,Fuj, nie dziękuję"- odpowiedziała zdziwiona córka. ,,A może skosztujesz kilka surowych jajek?" "Co to to nie mamo!!!" ,,A może trochę mąki, albo proszku do pieczenia?" ,,Mamo!!!Przecież to jest obrzydliwe!" Mama patrząc na swoją zdziwoną córkę odrzekła: Tak kochanie wiem, że wszystkie te rzeczy pojedyńczo są okropne w smaku, ale jeśli połączy się je w odpowiedni sposób, stworzą przepyszne ciasto do zjedzenia"

I oto koniec tej jakże prostej, ale mądrej historii.
Chciałabym wyjaśnić, że Bóg pracuje dokładnie na tych samych zasadach, jak powyżej! Zastanawiamy się, dlaczego mógł On dopuścić do tak strasznych, ciężkich chwil w moim życiu? Bóg jednak wie, że gdy te wszystkie złe rzeczy poukłada w swoim porządku, wszystko to posłuży ku dobremu. Mamy Mu tylko zaufać, a gdy to zrobimy, zaczną się dziać rzeczy niezwykłe!

Bóg szaleje na naszym punkcie:)!!!
Każdej wiosny posyła w naszą stronę mnóstwo kwiatów, które tak pięknie pachną. Daje nam słoneczne poranki. Kiedykolwiek, chcę z kimś porozmawiać, On zawsze jest gotowy by słuchać. I dlatego wybrał nasze serca, byśmy mogli to wszystko otrzymać!


Mam nadzieję, że kolejny dzień waszego cudownego życia, będzie, jak kawałek pysznego ciasta:)))
Kocham Was i dziękuję za modlitwy, i tak oto Bóg przemawia do mnie przez proste rzeczy...

poniedziałek, 20 października 2008

Życie...

Bardzo długo nie pisałam. Dlaczego?
Czasami nie miałam siły po całym dniu,
czasami pichciłam coś w kuchni, kiedy Abi poszła spać,
Czasami łapała mnie melancholia itd.
Z resztą czy to ważne, najważniejsze, że teraz piszę.
Zaczął się nowy tydzień. Dziś dostałam wiadomość, że jedyna z osób, która sie tu nami zaopiekowała ma poważny problem ze zdrowiem. Po raz kolejny musi stawić czoła nowotworowi. Jej system immunologiczy jest bardzo słaby, a to bardzo niedobrze.
Rozpłakałam się bardzo, ponieważ w pewnym momencie pomyślałam, że ją stracimy.
Bóg dał mi jednak pokój do serca. Wiem, że się nią zaopiekuje.
Ta kobieta ma 54 lata, ale myślę, że mogę ją już nazwać osobą bardzo mi bliską. Nie zmienia to faktu, że tak jak większość Amerykanów nie ma na nic czasu, to i tak ona poświęca go nam najwięcej.
Kuba ciągle się uczy, jest bardzo zmęczony. Pocieszam się faktem, że za 2 miesiace to się skończy i bedzie miał mniej zajęć.
Życie w Ameryce nie rozpieszcza. Nie bez powodu powstało przysłowie ,,Ameryka to dla byka".
No ja tym bykiem to jeszcze nie jestem:)
Proszę was o modlitwę, bardzo jej potrzebujemy.
Kochamy was i dziękujemy za wszystkie maile i listy, które przychodzą na nasz adres.
A oto strona mojego męża, od czasu do czasu zamieszczamy tam nasze zdjęcia.
http://www.jzablocki.multimo.pl/

poniedziałek, 13 października 2008


Słownik mojego skarba poszerza się wzdłuż i wrzesz:)
Kwa kwa- to twa twa
Upaść na pupę:)- to ma ba
Rower- to bum bum
Gęś- to ge gu

niedziela, 12 października 2008

Dziś postanowiłam, że przestaję się wreszcie zastanawiać czemu tu jestem, po co i dlaczego...ble, ble, ble:)
Niektórzy dziwią się nam, że opuścilismy kraj, w momencie gdy wiekszość do niego wraca.
Wiadome jest wszem i wobec, że Ameryka przechodzi poważny kryzys, ale w sumie które z państw go nie przechodzi. Większość rynków naszego globu uzależniona jest od Ameryki.

Piszę o tych sprawach, bo ostatnio długo się nad tym zastanawiałam. Jak to jest, że jesteśmy za oceanem i uczestniczymy w kryzysie ( który chciał nie chciał jest odczuwalny, np. w podwyżkach cen za żywność)
Doszłam do prostego wniosku, że tu na ziemi nie ma nigdzie bezpiecznego miejsca, wszedzie dobrze, bądź źle się dzieje. Jedyne bezpieczne miejsce to Boże ramiona i świadość tego, że Jezus zawsze nas ochroni od złego i przeprowadzi przez problemy:)
Kiedy te myśli zwyciężają w mojej głowie odczuwam radość!

Byliśmy dziś kolejny raz w kościele. Coraz bardziej lubię tych ludzi, pomimo, że nie mają dla nas czasu:( Coraz bardziej jestem przekonana, że to nasze miejsce, bo Bóg porusza moje serce żeby modlić się o poszczególne osoby, i jakoś wewnętrznie związuje mnie z nimi:)
Na naszej środowej grupie mamy dwie kobiety chore na raka. Jedna z nich jest moją bliską znajomą. Ostatnio miała do przejścia dwie chemie pod rząd, w poniedziałek i wtorek. Poinformowałam moich rodziców o tym fakcie, a oni powiadomili kościól w Łodzi i w Terespolu. Piszę o tym, bo modlitwa ma moc. W poprzedni czwartek dostałam od tej kobiety maila, z informacją, że to był cudowny czas, choć musiała przyjąć tak dużo leków, nic ją nie bolało i czuła się znakomicie, gdzie wcześniej nie mogła sie ruszać z łóżka przez cały tydzień.
Bóg dzisiaj działa w niesamowity sposób. Dziękuję wszystkim kochanym ludziom, którzy wsparli nas w modlitwie!
Druga kobieta o której pisałam, jest w jeszcze gorszym stanie. Starszne jest to, że lekarze dają jej kilka miesięcy życia. Ma trójkę dzieci w wieku szkolnym, i teraz postanowiła, że nie będzie bezczynnie tracić czasu i jedzie na dwutygodniową misję do Ghany w Afryce. Wyjeżdża już za tydzień. Czyż to nie cudowne cieszyć się życiem w taki sposób:) Choć głęboko wierzę, że Bóg ją uzdrowi!!! Wręcz czekam z niecierpliwością:)

Teraz poniekąd odkrywam swoje powołanie tutaj. Wspierać, pomagać, wyciągać dłoń do ludzi którzy tego potrzebują. Jezus poszedł do tych, którzy byli odrzuceni od społeczeństwa, a my mamy być takimi, jak On. Uczę się tego cały czas.
Przez ostatni tydzień wszyscy ludzie w kościele, zbierali zaoszczędzone na jedzeniu pieniądze do specjalnych kopert w swoich domach. Przez siedem dni wiekszość z nas jadła ryż, fasolę i warzywa. Dlaczego? Aby choć na chwilkę poczuć, co przeżywają ludzie, którzy nie mają funduszy na życie. Wiele ludzi cierpi dziś głód, co pięć sekund na świecie umiera dziecko!
Udało nam się zebrać na niedzielnym spotkaniu tyle by móc wykarmić sto osób przez trzy miesiące! Wspaniale!!! Co, jak co, ale Amerykanie hojni są, a my się od nich uczymy, bo to dobra cecha:)


Na koniec mój ukochany fragment z mojej kochanej Biblii:)

Jezus rzekł:
Bedziesz miłował Pana Boga swego z całego serca swego, z całej duszy, i wszystkich myśli.
To jest największe i pierwsze przykazanie.
A drugie jemu podobne:
Będziesz miłował bliźniego, jak siebie samego!
Ewangelia Mateusza 22, 37-39

piątek, 10 października 2008


1 Psalm Dawidowy.
Pan światłem i zbawieniem moim:
kogóż mam się lękać?
Pan obroną mojego życia:
przed kim mam się trwożyć?
2 Gdy na mnie nastają złośliwi,
by zjeść moje ciało,
wtenczas oni, wrogowie moi i nieprzyjaciele,
chwieją się i padają.
3 Chociażby stanął naprzeciw mnie obóz,
moje serce bać się nie będzie;
choćby wybuchła przeciw mnie wojna,
nawet wtedy będę pełen ufności.
4 O jedno proszę Pana,
tego poszukuję:
bym w domu Pańskim przebywał
po wszystkie dni mego życia,
abym zażywał łaskawości Pana,
stale się radował Jego świątynią.
5 Albowiem On przechowa mnie w swym namiocie
w dniu nieszczęścia,
ukryje mnie w głębi swego przybytku,
wydźwignie mnie na skałę.
6 Już teraz głowa moja się podnosi
nad nieprzyjaciół, co wokół mnie stoją.
Złożę w Jego przybytku
ofiary radości,
zaśpiewam i zagram Panu.
7 Usłysz, Panie, głos mój - wołam:
zmiłuj się nade mną i wysłuchaj mnie!
8 O Tobie mówi moje serce: «Szukaj Jego oblicza!»
Szukam, o Panie, Twojego oblicza;
9 swego oblicza nie zakrywaj przede mną,
nie odpędzaj z gniewem swojego sługi!
Ty jesteś moją pomocą,
więc mnie nie odrzucaj i nie opuszczaj mnie,
Boże, moje Zbawienie!
10 Choćby mnie opuścili ojciec mój i matka,
to jednak Pan mnie przygarnie.
11 Panie, naucz mnie Twojej drogi,
prowadź mnie ścieżką prostą,
ze względu na mych wrogów!
12 Nie wydawaj mnie na łaskę moich nieprzyjaciół,
bo przeciw mnie powstali kłamliwi świadkowie
i ci, którzy dyszą gwałtem.
13 Wierzę, iż będę oglądał dobra Pańskie
w ziemi żyjących.
14 Ufaj Panu, bądź mężny,
niech się twe serce umocni, ufaj Panu!

Umieściłam ten Psalm, ponieważ dziś na nowo do mnie przemówił. Napiszę tylko...
Bóg się mną w cudowny sposób opiekuje, czasami czuję, jak jest blisko i wtedy wiem, że wszystko będzie dobrze.
PS. Kuba miał dziś urodzinki, nie upiekłam mu niestety ciasta, ale za to kupiłam Donatsy:)
To był wspaniały dzień!

wtorek, 7 października 2008




Mój ukochany Madziutek przypomniał mi przez bardzo wzruszający tekst na swoim blogu:), o pewnej sytuacji, która dawno temu miała miejsce na Piotrkowskiej. A mianowicie chodzi o nasz (jeden z bardzo wielu spacerów) po szalonych wykładach profesora Kryzi, albo co gorsze niezorganizowanych lekcjach jezyka serbskiego z Panem Jankiem. Dokładnie nie pamietam...
Szłyśmy sobie w słoneczny dzień i rozważałyśmy jaki jest ten, nasz cudny Bóg. Mijało nas wtedy tyle ludzi, że przez chwilkę zrobiło się gwarno i tłoczno. W pewnej chwili stanełyśmy obydwie, i odczułyśmy łapiąc się za ręce, że nikt nas nie widzi. Ludzie mijali nas i nikt na nas nie patrzył. Przypominam sobie, to nieziemskie uczucie. Czas sie dla nas zatrzymał. Zaczełyśmy próbować zwrócić na siebie uwagę przechodniów, ale ludzie obok nas po prostu nas nie widzieli.
Powiecie może, że nie zwracali uwagi na świruski:), ale nie to było coś co przeżyłam tylko raz w życiu i do tego z moim Madziutkiem ukochanym:) Czułyśmy jakby ktoś nas wyrwał z tamtego miejsca i wlał pokój w serce, i było tak inaczej i spokojniej przez chwilkę. Niezwykłe to było przeżycie, ale w sumie czemu tu się dziwić, jeśli nasz Bóg jest wszechmogący i może WSZYSTKO:)
Madziutku, ale ja z Tobą przeżyłam cudownych chwil i te nasze nocki w twoim domu, rozmowy do późna, twoją ciepłą dłoń, kiedy słynny profesor Z. na mnie krzyczał, gorącą czekoladkę w Bratysławie, zmagania duchowe na Slocie, twoje słowa pociechy dotyczące moich rozterek sercowych, mówienie ludziom o Jezusie. Teraz pozostaje tylko wspomnienie, ale za to jak słodkie i miłe:). Modlę się byśmy mogły kiedyś zamieszkać blisko siebie i nadrobić te kilka lat rozłąki:))

Jest ktoś kto zawsze czeka
Podaje na dłoni uśmiech i łzę.
W chaosie życia przynosi radość.
Podnosi modlitwą
I kocha cię

Cudne chwile wiążą nas na wieczność
Listy pisane na kartkach w kratkę
Kawiarnia Dybalskich
Kawa ciasteczko
To wszystko
Dla mnie tak
Cenne i ważne...

Dla mojego Madziutka...

poniedziałek, 6 października 2008


Poniedziałki w West Lafayette to czas rozmyślań.
Dziś przez cały czas gryzłam się z myślami, dlaczego tak się to wszystko toczy, dlaczego nie ma nikogo z kim (ot tak) można wypić kawę i pogadać. Kuba nie pije kawy, i cały czas się uczy
(w sumie to taki czas), a na dodatek to mężczyzna...:)
. Abi też kawki nie pija, no i na razie używa mało zrozumiałego języka:)
Brakuje mi młodej kobiety z którą mogłabym się dzielić tym co przeżywam.
Cały czas jednak mam w myślach refleksję, że to jest mój czas by bardziej poznać Boga.
Uczę się tego na przykładzie Józefa. On też był oddzielony na jakiś czas, egzystujący w różnych warunkach, a jednak ciągle, niewzruszenie ufał, przez to Boża przychylność=łaska były z nim.

Ja też odczuwam tą przychylność szczególnie wtedy, kiedy się modlę każdego dnia. Zamykam się w swojej ,,komorze" i rozmyślam, czasami płaczę, czasami uśmiecham się w stronę nieba, a przy tym niewzruszenie czuję Jego rękę na moim ramieniu i zrozumienie, które łamie moje serce.
Uczę się mojego Boga, poznaje kim jest, jak myśli. I doznaję Jego uleczającej miłości, która rozumie, pociesza i stawia do pionu.
Dziś modliłam się za jedną z najcudowniejszych osób w moim życiu. I teraz czuję pokój, bo wiem że ta osoba jest w Bożych rękach i nic jej nie grozi.
I napiszę na koniec tak po amerykańsku;)
I keep all of You in my prayers:)))
With love Your Agnes

niedziela, 5 października 2008

Już dwa miesiące...


Czas szybko mija i bardzo mnie to cieszy:)... Szybciej zawitamy do Polski;)
Jednak nie skupiam się na tym zbyt mocno, lecz staram sie żyć chwilą i w danym mi momencie zrobić, jak najwięcej.
Każdego dnia Amerykanie zadziwiają mnie sposobem życia, szczerze przyznam, że nie chce się do nich upodobniać.
Są bardzo mili, serdeczni i otwarci na pomoc, ale (bo zawsze takie się znajdzie:) mają wielki problem z czasem, który mogliby poświęcić innym ludziom. Dziwne jest to, że się do tego przyznają i nawet podkreślają to w różnych dyskusjach...I'm always busy, what can I do???...
My z Kubą odczuwamy to na każdym kroku. Sukcesem jest, kiedy zatrzymasz jakiegoś amerykanina na choćby 10 minut pogawędki. Raz mi się to udało:) Przyznam jednak, że było ciężko, a zarazem smutno, bo, jak tu swobodnie rozmawiać, kiedy widzisz, że twój słuchacz błądzi wzorkiem gdzie indziej, ponieważ właśnie mu się przypomniało, że musi coś jeszcze załatwić.
No cóż trudno, jakoś się może do tego przyzwyczaję. Brak mi tych polskich rozmów przy kawie i ciasteczku:)
Ostatnimi czasy Abi złapała trzydniówkę, nie wspomnę o wyrzynających się zębach. Przez trzy dni miała gorączkę, a po tym wyskoczyła jej wysypka na całym ciele. Moje dziecko, jednak czuje się znakomicie:) Dziś na przykład malowała ze mną po raz czwarty zwierzaki mieszkające na farmie. Najbardziej lubi świnki i ciągle woła na nie muuuuuu, choć próbujemy jej to wyperswadować z głowy:) Bez szans, świnka jest muuuu i koniec...

Przez ubiegły tydzień pomogła nam bardzo pewna kobieta imieniem Bev. Ma 54 lata i ma cudowną rodzinę, którą miałam okazję poznać w zeszły piatek. Dzielnie walczy z rakiem, przyjmując co tydzień chemię. Dziękuję za modlitwy i pamięć o niej kochani!

Bev ma wnuczka, który urodził się trzy dni przed Abi, więc są w tym samym wieku.
Szczerze muszę przyznać, że Bóg nam dał zastępczą babcię w Stanach. Choć tych prawdziwych nikt nie zastąpi:)))
Czekamy jeszcze na jakiegoś amerykańskiego dziadka (hi, hi)
Bóg bardzo zadziałał przez tą kobietę, kiedy Abi gorączkowała. Pewnego dnia po prostu przyjechała i wręczyła mi torbę z tak wieloma rzeczami, że nie mogłam uwierzyć. Jedną z nich był nowiutki telefon komórkowy. Dlaczego? Bo, jak stwierdziła: Matka z małym dzieckiem nie może zostawać sama bez telefonu. Kochana kobitka:) Cóż innego mogę napisać:)

Kuba przez cały czas się uczy. Widzę, że jest wyczerpany, ale jeszcze tylko dwa miesiace i dłuuuuga przerwa świąteczna:) Czekamy na nią wszyscy z utęsknieniem!
Ja na wszystkie możliwe sposoby próbuję Kubie nie przeszkadzać, za to Abi wcale, a wcale nie przejmuje się tym, że tatuś powinien mieć ciszę i spokój. Ostatnio bardzo głośno śpiewa la la la la, i czeka na aplaus, nie od mamusi, lecz od tatusia. Bo, jak tatuś pochwali to, to jest COŚ:)))
Zauważyliśmy ostatnio śmieszną rzecz, że jak tylko założy jakąś sukienkę, bądź ładną bluzeczkę od razu biegnie do Kuby i czeka, aż oczy taty zauważą ją. Prezentuje się i obkręca. Kuba zawsze jest tym zachwycony i bierze swoją księżniczkę na ręce, a ona daje mu buziaka i mocno przytula.
Ten obraz zawsze łamie moje serce.
Jestem Bogu tak bardzo wdzięczna, że On tak samo bierze mnie mocno w swoje ramiona i przenosi przez przeszkody.
To na tyle!
Jak ja was kocham!
A jak tęsknię!!!
Madziutku czekam na list, nie zapomniałam my dear friend!

środa, 1 października 2008

Z życia Abigail


Najsłodszy język świata to język twojego dziecka:) tak ktoś mądry kiedyś napisał...
W związku z tym przedstawiam kilka śmiesznych dziwięków, wyrazów, itp. jakimi posługuje się Abi:)
Mama- to mama
Tata- to tata
Babcia- to baba
Dziadek- to dada
Piesek- to łof, łof
Kotek- to mniau, mniau
Mucha i pszczoła- to zzzzzz
Żarówka- to si si
Pif paf- to dla Abi ma ma
Gargamel ( ten od smerfów), bo ostatnimi czasy zwróciła na niego baczną uwagę- to gil gil:)
Chcę jeść- to yyy mniam yyy mniam
Nie- to nie
Tak- to ta
Ulubiony zlepek wyrazów Abi- to mama mama tata tata mata mata:)
Dźwięk wozu strażackiego bądź karetki- to łi jo, łi jo

I to na tyle nic mi już nie przychodzi do głowy:)

wtorek, 30 września 2008

Bóg się troszczy

Bóg jest cudowny i zawsze odpowiada na nasze modlitwy. Zgadzam się z tym, że czasami musimy troszkę poczekać, ale nie zmienia to faktu, że zawsze dostaniemy odpowiedź.
Ostatnio tak wiele cudownych rzeczy się nam przydarza, iż coraz częściej myślę, że pobyt w Ameryce to Boży plan dla naszego życia. On troszczy się (w dosłownym tego słowa znaczeniu) o to co będziemy jedli, co będziemy pili, jak będziemy ubrani..., a tak apropo Abi dostała ostatnio śliczną sukieneczkę ze sztruksu i brązowe rajstopki, całą paczkę chusteczek Huggies i zgrzewkę jogurtów dla niemowląt od cudownych amerykańskich cioć:))))

Tak wiele uczę się od tej małej istotki, która kocha nie oczekując nic w zamian, cieszy się najdrobiniejszą rzeczą, jest szczera w okazywaniu emocji, nie rani...Nie przez przypadek sam Jezus powiedział, że jeśli nie staniemy się, jak dzieci nie ujrzymy Królestwa Bożego. Coś w tym jest...
Mając teraz swoje dziecko i każdego dnia obserwując je, widzę, jak ta prawda biblijna coraz mocniej kwitnie w moim sercu.

Jutro kolejne spotkanie dla kobiet...nie mogę sie doczekać. Tym razem Abi zostaje z tatusiem w domku:)).
Podziwiam Kubę za jego miłość do mnie i do Abi. Widzę teraz, jak mocniejsza staje się jego więź z naszym dzieckiem. Jak bardzo potrzebują siebie nawzajem. Cieszę się tym i przenikam tą atmosferą, dziekując Bogu każdego dnia za cudowną rodzinę jaką mi dał.

sobota, 27 września 2008

Feast of the hunters' moon


Niezwykły to był dzień. Zastanawiałam się, czy nie przeszłam przez jakiś korytarz w wehikule czasu, ponieważ to co zobaczyły dziś moje oczy, nie da się w żaden sposób opisać słowami.
Kuba zrobił mi i Abigail cudowną niespodziankę. Kupił bilety i zabrał nas do wioski, a raczej fortu z XVIII wieku. To było niesamowite przeżycie. Prawdziwe wigwamy, indianie szyjący skóry na naszych oczach, kobiety w pięknych sukniach przechadzające się nad rzeką. Poczułam się jak w serialu ,,Domek na prerii'':)
Musieliśmy, rzecz jasna skosztować tamtejszego jedzenia. Wszystko gotowano w wielkich kotłach, albo pieczono na ruszcie.
Ja spróbowałam bigos, bo byłam ciekawa czy smakuje, jak w Polsce. O dziwo był naprawdę bardzo dobry i przez chwilkę mogłam myślami przenieść się do ojczyzny:)))
Abi natomiast była tak zaoferowana wszystkim co widziała, że czasami brakowało jej tchu by wyrazić to co czuje:). Głaskała źrebaka, owce i kozy, siedziała na sianie i słuchała, jak jeden indianin grał pięknie na flecie. Zaczepiała większość dzieci i dorosłych, co sprawiło, że z wieloma ludźmi mogliśmy miło pogawędzić:)
Spędziliśmy na festynie 6 godzin i wrócilismy do domu padnięci i przesiąknięci dymem z ogniska.
Cieszę się bardzo z tego dnia i dziekuje Bogu za to co nam daje:)
Buziaczki dla wszystkich czytających tego posta:)))))))

czwartek, 25 września 2008

Czekać na cud,
wyczekiwać aż się spełni.
W mojej głowie
mętlik myśli.
Niewiele widzę,
oczekując jedynie szczęścia.
Pędzące chwile,
a pomiędzy nimi ja...
zatrzymana w czasie,
by posłuchać...
Słów pokoju,
rodzących nadzieję na coś,
na co od dawna czekałam...

Jak dobrze wiedzieć, że ktoś mnie słyszy, że kiedy mówię, ktoś ciągle mnie słucha, a nie tylko udaje. Codziennie uczę się na nowo przebywać z moim Bogiem, który wciąż mnie zadziwia. Każdego dnia daje mi pokój i radość w zamian nie oczekując nic. Dziś wieczorem, kiedy modliłam się o wszystkie bieżące sprawy, poczułam Jego dłoń na moim ramieniu i wiedziałam od razu, że jestem wyjątkowa w Jego oczach i nikt mi tego nie zabierze. Potem zaczęłam czytać Biblię, każde słowo brzmiało w moich uszach w szczególny sposób.
Tak niewiele trzeba by poczuć pokój w świecie pełnym niesprawiedliwości i zranień.
Nie wyobrażam sobie dzisiaj życia bez mojego Jezusa. Są to dość proste słowa, ale dla mnie nabrały dziś nowego znaczenia.

Moje życie ukryte jest głeboko w Jego dłoni.
Cudownie!

Psalm 23
Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego.
Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć:
orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
przez wzgląd na swoje imię.
Chociażbym chodził ciemną doliną,
zła się nie ulęknę,
bo Ty jesteś ze mną.
Twój kij i Twoja laska
są tym, co mnie pociesza.
Stół dla mnie zastawiasz
wobec mych przeciwników;
namaszczasz mi głowę olejkiem;
mój kielich jest przeobfity.
Tak, dobroć i łaska pójdą w ślad za mną
przez wszystkie dni mego życia
i zamieszkam w domu Pańskim
po najdłuższe czasy.

wtorek, 23 września 2008

Ostatnio zbyt wiele nie pisałam, ponieważ miałam sporo obowiązków. Tak właśnie sobie myślałam, że stagnacja nie potrwa zbyt długo:)
W poniedziałek cały dzień pomagałam jednej straszej amerykance w wycieraniu kurzu z ramek:) Jak tylko dowiedziałam się, że trzeba to zrobić od razu powiedziałam, że dla mnie to żaden problem...a jednak ta kobieta nie wspomniała mi ani trochę o tym ile tych ramek jest. Kiedy weszłam do przedpokoju, osłabłam, każda ściana od góry do dołu była wypełniona zdjęciami jej całej rodziny, było tego tak około 100 egzemplarzy. Każdy z nich trzeba było zdjąć i wytrzeć:)Do nikogo pretensji mieć nie mogę, sama się przecież zgłosiłam:) Kiedy skończyłam to wszystko byłam z siebie bardzo dumna:)
Dzisiaj upiekłam kolejne ciasto. Bardzo proste, ale dobre, a mianowicie biszkopt z jabłkami i budyniem. Najważniejsze, że Kubie smakuje, nie wspomnę o Abi, która ciągle chce kawałek:) W Ameryce apetyt jej bardzo dopisuje.
Mnie przez cały dzień bardzo bolała głowa i w sumie nie wiem dlaczego, może to od tego gorąca. U nas w West Lafayette lato w pełni. Ciągle świeci słońce i temperatura przekracza 30 stopni.
W sobotę Kuba zabiera nas na jakiś wielki piknik poza miastem. Każdego roku West Lafayette organizuje wielką fetę. Jutro idziemy kupić bilety:)

sobota, 20 września 2008

Zakupy...to co kobiety lubią najbardziej:)))

Dzisiejszy dzień był bardzo przyjemny.
U nas lato w pełni, na zewnątrz jest ciągle 26 stopni, słońce świeci, i z tego co prognozy pogody zapowiadają, jesień się do nas na razie nie wybiera:) cieszę się, bo w ten sposób możemy chodzić na długie spacery całą rodziną. Abi bardzo lubi, jak tatuś pokazuje jej skarby natury:) np. patyki, listki, wiewiórki (które przebiegają obok ciebie, nie bojąc się niczego), a także szarańczę, która jest wielkości baterii. Powiem szczerze, że na ich widok dostaję dreszczy, ale Abi bardzo je lubi szczególnie wtedy, kiedy może wziąć je do ręki...fuj.
Dziś byliśmy całą trójką na zakupach.
W jednym z moich ulubionych sklepów była przecena wszystkich produktów o 50%. Szczerze powiem, że jako kobieta w takich sytuacjach szlifuję swój charakterek:), a mianowicie, wszystkie moje siły koncentruję na tym aby nie kupić rzeczy, które ... może kiedyś się przydadzą:)
Z resztą był ze mną Kuba, a to mój dodatkowy osobisty znak STOP:)
Dla zainteresowanych kupiliśmy suszarkę za 2 $, cukierniczkę za 49 centów, i kilka ślicznych kartek okolicznościowych. Niektórzy z was zapewne już wybauszyli oczy, dlaczego tu jest tak tanio? Ano jest, i powiem szczerze, że bardzo mnie to cieszy, bo mogę sobie wreszcie kupić rzeczy, które mi sie podobają, nie martwiąc się, że za dużo wydałam.
To nie znaczy wcale, że teraz już niewiadomo ile mam, spokojnie na razie jestem oszczędna, bo zbieram na.... Większość domyśla się na co;) Nie będę się powtarzać.
To na tyle, idę spać!

czwartek, 18 września 2008

Life on loan:)


Środowe spotkanie dla kobiet minęło bezpowrotnie...Dzięki Bogu kolejne będzie w następną środę. Szczerze powiem, że nie mogę się doczekać:)
Kiedy jechałam do kościoła miałam mnóstwo dziwnych myśli w głowie, czy będę w stanie zrozumieć wszystko co mówią, a jeśli zapytają się mnie o coś, a ja ze stresu pogubię słowa:)
Nic takiego na szczęście się nie stało. Kobiety są naprawdę miłe i ciepłe, było nas ok 10 osób i z tego co wiem to w następnym tygodniu będzie nas jeszcze więcej. Cieszę się, bo jest to czas szczególnej Bożej ingerencji, kobiety otwierają się na siebie (wiekszość bardzo dobrze się zna już od wielu lat). Ja powiem szczerze nie czułam się jak intruz, wręcz przeciwnie, czułam się jak część tej grupy.
Z tego co zauważyłam jestem najmłodsza, są kobiety po 30-tce, a nawet po 50-tce, a więc duża różnorodność wiekowa. Ja bardzo sie z tego cieszę, bo od starszych kobiet można się wiele nauczyć.
Na spotkaniu mówiłyśmy o tym, że każda z nas ma własną historię życia, historię, która może zadzwić innych, podnieść na duchu, zachęcić... Tak naprawdę nie liczy się początek historii, liczy się jej zakończenie, a to co jest pomiedzy jest tą esencją każdego z nas. Bóg pożyczył nam życie tu na ziemi, i ta pożyczka jeśli tylko zapragniemy może przynieść cudowne korzyści, jakie...?, każdy musi sobie sam na to pytanie odpowiedzieć. Osobiście, kiedy zdałam sobie sprawę, z tego, że moje życie pożyczył mi sam Bóg, zaczęłam inaczej na nie patrzeć, jak na coś co jest bezcenne i co należy szanować. Bo każdy będzie kiedyś musiał je oddać i złożyć relację, jak wykorzystał swoją szansę tu na ziemi.
Nie żyjemy sami dla siebie, żyjemy przede wszystkim dla innych, jesteśmy, jak jeden puzzel z całej układanki, bez tego, jednego fragmentu, obrazek będzie niepełny. Każdy z nas ma coś czego nie ma inny człowiek, każdy jest szczególny. Bóg postawił nas na ziemi, byśmy coś konkretnego na niej zrobili, nie możemy siedzieć bezczynnie i czekać na nie wiadomo co, bo któregoś dnia niepostrzeżenie, kiedy Bóg nas odwoła usłyszymy pytanie: Co zrobiłeś ze swoim życiem? Wtedy jednak nie będziemy mogli już wrócić i naprawić tego co zaniedbaliśmy. Dlatego dzisiaj, teraz jest odpowiednią porą by zrobić coś dla drugiego człowieka.

Po spotkaniu postanowiłam, że muszę podjąć jakieś kroki. Zaproponowałam więc pomoc przy sprzątaniu mieszkania u jednej, starszej kobiety, która miała ostatnio remont, a mianowicie ocieplano jej dom. Kobieta ta ostatnio zachorowała i czeka ją szereg badań związanych z kręgosłupem. Modliła się jednak do Boga i prosiła go by ktoś mógł chociaż na godzinę wpaść i ogarnąć to wszystko. Kiedy zapytałam się jej czy mogę jej w czymś pomóc, popłakała sie i powiedziała, że jestem odpowiedzią na jej modlitwę, więc w następny piatek zakasuję rękawy, zostawiam Abi z tatusiem i wyruszam na wielkie sprzątanie:)I szczerze powiem, że się cieszę, bo tak naprawdę lepiej jest dawać niż brać. To przynosi do życia większą satysfakcję. Z resztą to zasada Bożego Królwestwa:)Spróbujcie sami!

poniedziałek, 15 września 2008

Zuzia lalka nieduża:)

Dzisiejszy dzień obfitował w wiele wspaniałych chwil, dlatego, że tak naprawdę mogłam porozmawiać z moimi bliskimi. Na początku zadzwonili moi rodzice i w tym samym momencie listonosz przyniósł nam paczkę od nich. Abi, jak zwykle była najbardziej podekscytowana i krzyczała do nas swoim zdecydowanym głosem yyyy...da...da...da. Wcale jej się nie dziwię, bo moi rodzice większość rzeczy przysłali właśnie dla niej. W pudełku znalazła się śliczna pluszowa laleczka i mnóstwo książeczek.
O dziwo Abi przez cały dzień chodziła za rękę z lalką, która sięga jej do brzucha. Stwierdziłyśmy z moją córką, że trzeba ją jakoś nazwać, i od razu przyszło nam do głowy imię Zuzia:) Abi twierdzącym kiwnięciem głowy zaakceptowała ten fakt i teraz już sobie smacznie śpi ze swoją Zuzą u boku:)
Rodzice zrobili jej ogromną frajdę, bo książeczki po polsku w Ameryce to rarytas:)
Dziękuję Wam bardzo kochani!
Potem zdzwoniłam się z moją kochaną friend z Terespola i gadałyśmy, gadałyśmy, gadałyśmy...aż nas rozłączyło:) Martusia trzymaj się tam beze mnie:)
Na koniec mogłam porozmawiać, a raczej popisać z moim ukochanym Madziutkiem, przyjacielem, jakich mało. Nasza przyjaźń ciągnie się już 8 lat i przeszła już tak wiele, że teraz będzie tylko z górki na pazurki:) Kochana możesz przyznać mi tytuł wymuszacza roku;) Ty wiesz o co chodzi!

Tak się cieszę, że Bóg pewnego dnia w przeszłości tchnął w człowieka pomysł na stworzenie Skypa:)) To WIELKIE BŁOGOSŁAWIEŃSTWO!
Bez tego nie wyobrażam sobie dziś funkcjonować, co tu się dziwić, jestem człowiekiem XXI wieku:)
Kuba teraz właśnie uczestniczy w jednej z grup domowych w naszym kościele, odbywa się późno, zatem ja z Abi nie możemy na niej być, za to w środę mam pierwsze spotkanie dla kobiet w kościele. Na pewno zdam relację, jak było...szczerze i bez ogródek.
To na tyle dzisiaj!
O i zapomniałam wspomnieć, kupiłam dziś sos pomidorowy i parówki za 88 centów. Jednym słowem niezły, amerykański deal:)) Uczę się oszczędzać... na bilety do Polski:)))))

niedziela, 14 września 2008


Dziś ten wiersz stał się odpowiedzią na moją modlitwę. Pozwoliłam go sobie zaczerpnąć ze strony jednej z bardzo cennych osób jakie znam i, którą Bóg już niesamowicie używa w moim życiu, choć jesteśmy daleko od siebie. KOCHAM CIE BARDZO MOCNO!

CZEKANIE
Z tęsknotą wołałam- ciężko, rozpaczliwie...
Z miłoscią Bóg słuchał-cicho i cierpliwie...
Na kolanach o znak przeznaczenia błagałam...
Dziecko, poczekaj- od Mistrza usłyszałam...
Czekac?-niewdziecznie wołałam do Niego.
Panie, odpowiedź muszę wiedzieć, dlaczego!
Nie słyszysz?Dlaczego pozostajesz w cieniu?
Z wiarą wołam, modlę się w Twoim imieniu...

Ciągle w miejscu stoją wszyskie me plany, a Ty każesz mi czekac na ten czas nieznany? Chce usłyszeć 'tak' i ujrzeć światło zielone lub ostra odmowe i miec wszystko wyjaśnione...

Ach Panie, nawet w Twoim Słowie jest napisane wyraźnie i jasno; proście, a będzie wam dane...
Prosze Cię wiernie, błagam i wołam od dawna; czekaj - powtarzasz Mistrzu-ciagle od nowa...
Przegrana sie czuje, niepogodzona z losem...
Na co mam czekać?-narzekam pod nosem...

Wtedy On sam płacze moimi łzami, przede mna stoi, szepce:
mółbym dać znak, który ból twój ukoi.
Poruszyłbym niebo i ziemie, ugasił tez słońce, wzbudziłbym martwych, zatrzymał i rzeki rwące.
Wszystko mogę i co chcesz , dałbym ci jednym gestem, ale wtedy nie poznasz, kim JA jestem.
Nie poznasz,jak każdy święty jest ukochany, jak każdy słaby moją wielką mocą odziany.
Nie nauczysz się patrzeć przez smutku chmury, nie nauczysz się ufać w moją opieke z góry.
Nie poznasz co to radość we mnie i spokój dopóki ciemność i pustka będą w twoim oku.
Nie będziesz w miłosci odczuwac spełnienia,bo jedynie w Duchu szukać można wyciszenia.
I choć wiesz, że pamiętam i troszcze się wielce, nie poznasz jak mocno BIJE DLA CIEBIE MOJE SERCE.
Mógłbym ci dać bezpieczenstwo o późnej godzinie.
Sprawić, że wszystko co złe po prostu cie ominie.
Najlepsze rozwiązania mam dla twojej prośby- zawsze przemyślane na wszystkie sposby.
Nie wiesz,czy cierpienia nie znikną nagle z rana, nie poznasz, że ku tobie moja łaska jest skierowana.
Może i spełniłyby się marzenia w ciągu dnia jednego ale nie chce DZIEŁA W TOBIE ZAPOCZATKOWNAEGO!

Więc poczekaj jeszcze, dam ci wszystko z umiarem, bo poznanie kim JA jestem- będzie największym darem.
I choć myślisz , że z mojej strony jest tylko zwlekanie, moja szczególna rada dla ciebie nadal jest czekanie..........

sobota, 13 września 2008

Z kilku beczek

Kolejny tydzień mija bezpowrotnie. W West Lafayette pogoda daje się we znaki. Wilgotność sięga tu 90%. Czasami nie ma czym oddychać. Radzimy sobie jednak i od razu wyobrażamy sobie, że niektórzy muszą w takich warunkach żyć np. bez klimatyzacji, my takową mamy w domu, więc jest nieźle:) Niestety za wygody trzeba płacić, bo okazuje się, że najwięcej prądu pobiera właśnie to urządzenie.
Dzisiaj koło naszego domu, przez cały dzień jeżdżą samochody. Jest ogromny korek, mnóstwo policji i helikoptery latające nisko nad głowami. Czasami czuję się, jak w jakimś sensacyjnym filmie:)

Przez ostatni tydzień stale myśłałam o Polsce, o tym, że tak naprawdę nie wiem, kiedy znów zobaczę moją rodzinę i przyjaciół. Bilety lotnicze niestety nie są tak tanie, jak np. do Anglii. Zobaczymy, jak sprawy potoczą się dalej...Ufam Bogu, bo On wie co jest dla nas najlepsze w danym czasie.

Napiszę takie małe świadectwo na dowód tego, jak cudownie Bóg troszczy się o nas.
Jutro w prognozie pogody zapowiadają przez cały dzień deszcze, a więc musielibyśmy zrezygnować z pójścia do kościoła, bo niestety kawałek trzeba do niego iść.
Pomyślałam sobie dzisiaj tak głeboko w sercu, że Bóg mógłby poruszyć kogoś z kościoła by po nas przyjechał:) I właśnie tak sie stało, zadzwoniła jedna z kobiet i powiedziała, że w jej głowie zrodził się pomysł, by zabrać nas jutro i odwieść z powrotem. Czyż to nie cudowne!!! Po raz kolejny przekonuję się, że Bóg chce abyśmy chodzili do Jego kościoła, mieli społeczność z ludźmi, kochali ich i troszczyli się o nich, tak, jak robił to sam Jezus!!!

Znalazłam też ciekawy filmik , jak to w Hillsong Church rozpoczynają jedną z konferencji:)
Zobaczcie sami:

Część I
http://www.youtube.com/watch?v=0SJxe6ypueE&feature=related
Część II
http://www.youtube.com/watch?v=OEwE2T_y8hk&feature=related

piątek, 12 września 2008

Ciągle pada

Kochani dziekuję za wszystkie życzenia z okazji naszej rocznicy. Wierzymy, że teraz będzie już tylko lepiej:)
We wcześniejszym poście wspomniałam, że pewna starsza, miła kobieta zaprosiła mnie i Abi na lunch do restauracji. To był naprawdę miły i przyjemny czas. Abi po raz pierwszy dostała swój pierwszy, restauracyjny posiłek, gorącego tosta z serem (podobno specjalnym, dla takich maluchów, bez konserwantów itd.) O dziwo bardzo jej smakował, bo zjadła prawie całego:)
Ja natomiast zamówiłam dwa sandwiche z kurczakiem, warzywami i sosem jogurtowym. Jedzonko było przepyszne.
W restauracji pobyłyśmy dwie godziny, i mogę śmiało powiedzieć, że choć wcale nie znałam wcześniej tej kobiety rozmawiało nam się bardzo dobrze, powiedziała mi, że może być moją zastępczą mamą na czas pobytu w Stanach:) Amerykanie mają poczucie humoru...
Na początku z resztą bardzo miło mnie zaskoczyła, ponieważ dała dla Abi kolorowe zabawki, a dla mnie torebkę koktailowych pomidorów ze swojego ogrodu. To bardzo miłe z jej strony.

Dzisiaj cały dzień u nas pada, więc siedzimy w domku. Z Abi nudzić się nie można, cały czas trzeba patrzeć gdzie jest i co robi, bo ostatnio przychodzą jej do głowy różne, mniej lub bardziej mądre pomysły:)
Jeśli ktoś chce zobaczyć nasze zdjęcia lub filmiki z różnych uroczystości to zapraszam na stronkę mojego męża:
http://www.jzablocki.multimo.pl
Ściskam was mocno!!!

wtorek, 9 września 2008

3 lata minęły

Jutro wielki dzień:)Nasza trzecia rocznica ślubu. Czas tak szybko biegnie...
Już od tygodnia zastanawiam się co upichcić na ten szczególny dzień, doszłam jednak do wniosku, że zrobię ciasto. To będzie mój debiut, tu za wielką wodą:) Dla zainteresowanych właśnie w tej chwili doglądam murzynka w piekarniku:) Zdecydowałam się na polski przepis, bo, jak wiadomo polskie ciasta są najlepsze:)Receptura mojej mamusi natomiast jest świetna. Z tym ciastem zawsze będzie mi się kojarzyć dzieciństwo.
Na obiad zrobię pizzę, bo obydwoje mamy na nią wielką ochotę:)
Abi teraz sobie smacznie śpi, więc biegnę do kuchni kontynuować wypieki:)
Jak tak dalej pójdzie to będę niebawem świetną kucharką:)a wiadomo, jak trafić do serca mężczyzny...bardzo prosto...przez żołądek:))))

niedziela, 7 września 2008

Takie tam turi ruri :)

Za nami kolejny, czwarty już weekend w Stanach. Czas biegnie bardzo szybko...
Ostatnio nie wydarza się nic szczególnego w naszym życiu. Wczoraj byliśmy na zakupach z rodziną, która bardzo nam pomogła w przeprowadzce tutaj.
Dziś natomiast poszliśmy do kościoła, a potem na krótki spacer, zjedliśmy obiad i spędziliśmy ze sobą trochę czasu.
W ostatnich dniach dużo rozmawiałam przez Skypa z moją rodziną i przyjaciółką Madzią.
Tak bardzo za Wami tęsknię, zdałam sobie sprawę, że nie jest mi tak łatwo, jak wcześniej myślałam:( Przez to jednak na nowo uczę się samotności, ciszy. Moje życie nagle zwolniło tempo i za to jestem wdzięczna Bogu, bo wiekszość ludzi na ziemi jest coraz bardziej zabieganych, ciągle się gdzieś śpieszą.
Ja czuję się, jak gdybym była odzielona od tego wszystkiego.
W czwartek idę z Abi na lunch z pewną kobietą i jej córką. Cieszę się, bo lubię poznawać nowych ludzi, a język stanowi coraz mniejszą barierę w egzystowaniu tutaj:)

czwartek, 4 września 2008

Łza, spływająca po policzku,
Ręka wzniesiona w stronę nieba,
Zamknięte oczy, by móc zobaczyć to co ukryte,
Okrzyk radości,
Taniec,
Zgięte kolana,
Spuszczona głowa,
Cicha modlitwa,
Pragnienie,
Pokój,
Radość
Uwielbienie...każdego dnia.

Potęga miłości


Życie przemija, biegnie tak szybko, że brak nam tchu...
Ten cichy głos w nas wciąż powtarza zatrzymaj się, spójrz na to co Cię otacza, nie patrz na to co robią inni, oni nie słyszą mojego głosu...nie chcą. To twój czas. Czas bycia blisko mnie, w moich ramionach. Kochaj mnie, kochaj tak, jak nigdy wcześniej, potrzebuję Cię. Zaufaj mi, a uczynię rzeczy o jakich Ci się nie śniło, o jakich nigdy nie marzyłaś.

Jak to możliwe, że za mnie umarłeś, że tak bardzo zależało ci na tym bym żyła, bym była prawdziwie kochana...
Kocham Cie bardziej niż całe moje życie!
Kocham Cie bardziej niz całe moje życie...
Jezu, bo nikt, nikt, nikt nie zrobił dla mnie tyle co TY, i nikt nigdy nie zrobi.
Dlaczego tak trudno zatem uwierzyć Mu, dlaczego nadal tak wiele ludzi jest głodnych miłości? Dlaczego?
A jednak wystarczy powiedzieć...Kocham Cię Jezu, dziękuję za krzyż, za cenę, którą zapłaciłeś, w zamian dając cudowną łaskę, dobroć i przebaczenie.
Przebaczyłeś mi, choć jestem taka zła. Nie odwróciłeś się, kiedy nikogo przy mnie nie było...
Tylko Ty Jezu znasz mnie całą, przyszedłeś bym miała życie w pełni.
Tak bardzo Ci dziękuję, i wiem, że słowa, które teraz piszę nigdy nie oddadzą tego co mam w sobie.

Chcę poznać twoje piękne serce dla biednego człowieka, który siedzi na rogu ulic i wyczekuje cudu, dziecka, które płacze bo nie ma nikogo, kto mógłby je przytulić, dla żony, która straciła męża, dla kobiety zniszczonej młodością, dla mężczyzny, który nie wierzy w swoje marzenia...
Oto jestem użyj mnie! Bo twoje serce jest w człowieku...we mnie Jezu...

O miłości twej ciągle spiewać,
O miłości twej ciągle spiewać...chcę...zawsze
Mój drogi Jezu!!!