czwartek, 27 listopada 2008

Thanksgiving Day









Dziś cała Ameryka obchodziła słynne święto dziękczynienia (Thanksgiving Day). Dla nas było to przeżycie nowe, i jednocześnie ciekawe. Zostaliśmy zaproszeni na obiad do jednej z rodzin amerykańskich, która mieszka w Indianapolis, 1,5 godz. drogi z naszego domu. Wszyscy byliśmy podekscytowani faktem, że będziemy mogli popodglądać amerykańskie zwyczaje:)
Najwięcej było oczywiście jedzenia...
Amerykanie kochają duuużo jeść!
Było wiele potraw, które smakowały bardzo ciekawie, ale niestety nie jestem w stanie podać szczegółów:) Cudownie smakował indyk i pieczona szynka, a także ciasto dyniowe.
Kuba stwierdził, że ze mnie to rodowita Amerykanka się robi:), bo ciągle mówiłam, jaka to ja jestem szczęśliwa, że nas zaprosili, i że wszystko jest takie cudowne, że brakuje mi słów...

No cóż ci co mnie lepiej znają, to wiedzą, że w Polsce też kochałam mówić ludziom komplementy. Jednak Amerykanie inaczej przyjmują tego typu wypowiedzi niż Polacy. Może są bardziej przyzwyczajeni do słyszenia miłych rzeczy niż my...
Sama nie wiem, tak sobie tu rozmyślam jedynie.


Wracając do naszego wypadu, Abi dostała śliczną lalkę od jednego miłego, amerykańskiego wujka, a my mnóstwo jedzenia, lodówka jest pełna przyjeżdżajcie!!!
Może w ten sposób da się was tu sprowadzić;)


Opowiadaliśmy dziś sporo o Polsce, ludzie są bardzo zainteresowani naszym krajem. Myślę, że daliśmy dobre świadectwo:) Przecież jestem dumna z mojego kraju i słowa złego nie dam o nim powiedzieć, taka ze mnie patriotka na odległość...:)


Wróciliśmy do domu wieczorkiem, najedzeni i zmęczeni, ale niesamowicie wdzięczni Bogu, że dał nam dziś tak wiele radości...

Ostatnio modliłam sie o pogodę w naszym mieście, żeby jak najczęściej świeciło słońce w tą zimę, ponieważ usłyszałam od tutejszych mieszkańców, iż ten okres jest bardzo szary, wietrzny i nieprzyjemny.

Dowiedziałam się dzisiaj, że to pierwsze od kilku lat święto dziękczynienia w naszym stanie, gdzie przez cały czas świeciło słońce!!! Z resztą ostatnie dni są ciągle słoneczne i ludzie są w szoku.
A ja sobie myślę, że to prezent od Boga specjalnie dla mnie, żebym mogla wyjść na dwór i cieszyć się to piękna pogodą, a także doświadczyć tego, że nasz Tatuś w niebie jest w stanie zrobić dla nas dosłownie WSZYSTKO:)))


Gdy wracaliśmy z powrotem do West Lafayette, oglądaliśmy przecudny zachód słońca, chmury w około płoneły czerwienią, a ja przypominałam sobie, jak wielkie rzeczy Pan uczynił dla nas ostatnio i, jak bardzo nas kocha.

Zamieszczam też kilka zdjęć z naszej eskapady:)

Buziaczki kochani.............jesteście piękni:)))))

środa, 19 listopada 2008

Przez wiarę...


Dziś po raz kolejny zrozumiałam, że cierpienie człowieka w dużej mierze zależy od niego samego, od tego, jak postrzega daną mu rzeczywistość, czy potrafi radzić sobie z problemami...
A przecież jest Jezus, przez niektórych postrzegany wyłącznie jako postać historii, dla innych w teorii Zbawiciel, dla innych Pan.
W kościołach słychać o Nim na różne sposoby.
Co z tego?...
Jak i tak garstka korzysta z tego KIM jest naprawdę.
Smutne...
Tak wiele problemów, tak wiele łez, a wystarczy zawalczyć o czas, czas by być blisko Niego, by móc wylewać przed Nim olejek alabastrowy... I ten moment przypływu pokoju, miłości niepojętej, oczekwiania, aż się spełni...
Gdybyśmy tylko wiedzieli, jak wiele mamy, jak wiele nam powierzono, i jak wiele przed nami...
Gdybyśmy przez chwilę zdali sobie sprawę, że mamy władzę nad każdym złym dniem...
Dziś przekonałam się w niewielkim stopniu czym jest moje życie blisko Jezusa, i chcę tego więcej, nawet gdy nikt tego nie zrozumie...ON rozumie!!!
Chwała Mu za to!!!!!!

poniedziałek, 17 listopada 2008

Tęsknie za Wami


Zastanawiałam się dzisiaj dlaczego ostatnimi czasy nie zamieszczam tak wiele postów na swoim blogu. No cóż, sama nie wiem. Czy mi się nie chce...? Czy nie mam czasu...?
Nie to chyba nie to...
Ostatnio brakuje mi weny twórczej by stukać w klawiaturę:)
To wpływ tej dzwnej pogody, która zawitała do naszego miasta. Strasznie wieje i pogoda zmienia sie co godzinę, raz słońce, raz deszcz, raz mgła, a potem śnieg i to wszystko jednego dnia.
Niestety ja chcąc nie chcąc na pogodę reaguję i myślę, że to właśnie jeden z powodów braku chęci do pisania...
Widzicie, jak ja się wam tłumaczę:)
Wczoraj dowiedziałam się, że pewna kobieta w zborze ostatnio modliła się do Boga, żeby wskazał jej jedną osobę, której trzeba pomóc w te święta...I zgadnijcie kto jej stanął przed oczami:)JA!!!
Co ja mogę napisać, Bóg zawsze się troszczy, tylko czasem trzeba na Niego poczekać, bo On nie działa, jak maszyna na monety, jak wrzucisz to coś zadziała natychmiast:)
Ja czekałam i modliłam się w skrytości Ducha, żeby te świeta pierwszy raz z dala od rodziny, od Polski, miały specjalny charakter. Wierzę, że tak się stanie.
Jedna z rodzin z kościoła zaprosiła nas do swojego domu na pierwszy dzień Świąt. Cieszę się, bo będę mogła zobaczyć, jak się je obchodzi w Stanach.
Dowiedziałam się również, że u większości rodzin, prezenty kupuje się tylko dzieciom. Dorośli mogą cieszyć się sobą, jedzonkiem i swoimi pociechami:)

Kuba też jest bardzo zadowolony, bo zostało mu do zakończenia semestru tylko 4 tygodnie, a potem 3 tygodnie wolnego!!!
Czas tak szybko biegnie, dopiero co tu przyjechaliśmy, a już kończy się pierwszy semestr. Niesamowite:)
Szybciej zawitamy do Polski!
Ostatnio zauważyłam, że na Naszej Klasie wielu moich znajomych zamieszcza zdjęcia krajobrazów polskich gór i morza. Bardzo jestem dumna, że pochodzę z tak pięknego kraju, że tam zawsze czekają na mnie szczególne osoby, i zawsze będą czekać. Aż się łza w oku kręci, na myśl, że za jakiś czas was zobaczę. Mocno w to wierzę. Bóg spełnia nasze marzenia, choćby te nie do spełnienia na ten moment.
Kocham was!!!

wtorek, 11 listopada 2008

__________________




Tak, jak pisze Mama Królika:) Blogów Ci u nas dostatek!
Cudownie jednym słowem, bo wiem co u kogo się dzieje, kto co przeżywa, jak się wszyscy miewacie i odnajdujecie w tej jesienno- zimowej rzeczywistości.
Mój ostatni weekend był najcudowniejszym czasem jaki spędziłam do tej pory w West Lafayette.
Dlaczego? Odwiedzili nas nasi bliscy przyjaciele z Mobile, w stanie Alabama. Przejechali 12 godzin samochodem, żeby sie z nami spotkać. W sumie to od nich zaczęła sie nasza przygoda z USA. Historia ta jest bardzo ciekawa i inspirująca, bo warto być otwartym i szczerym wobec innych, wtedy wiele sie zyskuje, a mniej traci.
Linnie i Ferrill (bo tak mają na imię) przywieźli nam tyle prezentów, że zliczyć się nie da, ale przede wszystkim przywieźli siebie i swoją przyjaźń, która jest najcenniejsza.
Zabrali nas na pyszną kolację do typowej amerykańskiej restauracji na steaki i frytki. Ja dodatkowo zamówiłam sobie nietypową sałatkę, z niebieskim serem i cynamonem. Jedni powiedzą FUJ, drudzy no ciekawy smak...
Dla mnie jednym słowem PYCHOTKA :)
W sobotę dla odmiany ja przygotowywałam kolacje i deser, ucieszyłam się bardzo, bo zjedli prawie wszystko.
Na marginesie, Amerykanie mają starsznie skomplikowane smaki, jedzą albo za słodko, albo bardzo słono i pikantnie.
W niedziele wszyscy razem poszliśmy do kościoła, a potem na meksykańskie jedzonko.
W każdym razie przez ten weekend zjadłam naprawdę duuużo:)
W czwartek mam gościa, przemiłą dziewczynę o imieniu Kara, która śpiewa w zespole uwielbieniowym w naszym kościele i jest pielęgniarką w jednym ze szpitali w naszym mieście. Bardzo sie cieszę, bo widzę, że powoli samotność wymazuje się z mojego życia.
I może będę mogła z kimś od czasu do czasu wypić kawkę z mojego super ekspresu;)
Jednak jestem Bogu wdzięczna za ten czas samotności, to naprawdę niezwykłe ile można się wtedy nauczyć.
Dziękuję za każdą modlitwę i za każde westchnienie do Boga związane z naszą rodzinką.
Kocham was i błogosławię...i oczywiście tęsknię

środa, 5 listopada 2008

Po wyborach...



Abi brała czynny udział w kampanii wyborczej. Nie miała uprzedzeń by zrobić sobie zdjęcie przy McCainie czy Obamie:P

poniedziałek, 3 listopada 2008

***********


Cudownie jest wiedzieć, że są ludzie na których o każdej porze dnia i nocy możesz polegać. Ich modlitwy docierają do najgłębszych miejsc mojego serca i budują mojego wewnętrznego człowieka, i najciekawsze jest to, że często nie jestem tego świadoma.
Dziekuję kochani za każde westchnienie do nieba związane z moją rodziną:)

U nas lato w pełni, choć to początek listopada temperatura w ciągu dnia wynosi 28 stopni. Cudownie jest wyjść w krótkim rękawku, w sandałkach i patrzeć, jak cudownie żółkną liście na drzewach.
Od kiedy zmieniłam sposób mojego myślenia, Bóg otworzył mi oczy i teraz mogę widzieć wszystko inaczej.
Zawsze pragnęłam osiągnąć pokój i radość w chwilach gdy moje ,,ja" domaga się swego, i jest mi tak bardzo źle! Doszłam jednak do tego wspaniałego miejsca, i zrozumiałam, że wszystko zależy od Boga, każda sekunda mego życia ukryta jest w Jego sercu. Zależy Mu na mnie i to jest najcenniejsze!
Z takimi myślami żyje się tak spokojnie, choć cały świat nawołuje do pośpiechu.
Ciekawe jest to, że Jezus nigdy się nigdzie nie śpieszył:)
Dobry Bóg się nami opiekuje!

PS. Dziś odwiedziłam jeden z hipermarketów, a tu niespodzianka wszystko udekorowane na święta Bożego Narodzenia, wokoło pachnie cynamonem i piernikiem, a z głośników rozbrzmiewa ,,I'm dreaming of a white Christmas, just like the ones I used to know..."
I tak mi się zrobiło ciepło w sercu, bo Świeta to czas szczególny w moich wspomnieniach i marzeniach:)