piątek, 21 sierpnia 2009

Olśnienie...

Przychodzą takie dni, kiedy wszystko co napotykamy na drodze wydaje się być takie jasne, i zarazem proste.
Łaska oblewa nas, jak ciepły, wiosenny deszcz.

Rankiem witamy dzień szczęśliwi, wiedząc, że Bóg dał nam kolejną szansę, czas który może być niezwykły...

Piszę to ponieważ teraz przeżywam takie chwile, bardzo mi się to podoba...oby szybko się nie skończyło:)

Droga na szczyt wydawała się być dla mnie taka trudna, brakowało sił, nadziei, bagaż złych myśli ciążył na moich barkach, aż chciało się zmienić kierunek i czym prędzej schodzić na dół. Jednak udało się pokonać trudności.
Oddycham, oddycham i żyjęęęęęęęę tylko dzięki JEZUSOWI:)

Wczoraj na przykład odkryłam, kiedy czytałam znaną prawie wszystkim Księgę Wyjścia, że Bóg który w niesamowity sposób wyprowadził Izrael z Egiptu, jest tym samym Bogiem w moim domu, nie zniknęła Jego moc, ani cuda, nie zniknęła również JEGO determinacja i pasja!!!
Wiem, wiem dla niektórych takie myśli są swoiście...dziecinne.
W sumie chcę mieć więcej myśli prostych, niż skomplikowanych.
Lepiej mi się żyje i więcej odkrywam...

I cieszę się niezwykle, że jestem, jak otwarta księga dla wielu, bo nie będą trąbić na dachach o moich ciemnych tajemnicach:)

Uczę się również ostatnio, jak słuchać Bożego głosu, jak wyłapywać go pośród wrzasków świata.

Cudownie jest wiedzieć, że jest ze mną ktoś, kto właśnie pokazuje mi kolejny szczyt do osiągnięcia... tylko tym razem o wiele wyższy...
To do dzieła...
:)

czwartek, 13 sierpnia 2009

wróciła...

Oto i ja, wróciłam cała, poskładana, spokojna, z innym podjeściem.
Warszawskie Okęcie zawsze będzie mi się kojarzyć z jakimś nowym etapem, początkiem czegoś nieznanego, oczekiwaniem, bólem brzucha:), i napięciem...

Po 11 godzinach drogi w samolocie z Abi na mych kolanach ( z racji tego, że chcieliśmy zaoszczędzić na bilecie:) byłam lekko zmieszana tym całym tłokiem, przepychankami w kolejkach tuz po wylądowaniu, niekończącymi się pytaniami celnika... Jak ma na imię Pani mąż???... A cieszy się Pani, że już jest na amerykańskiej ziemi???... To był WIELKI test cierpliwości i pokory...
Potem już czekał na mnie Kuba, i zrobiło mi się tak jakoś ciepło, i nareszcie poczułam się tak...bezpiecznie. Ach ci mężowie...:)

Teraz dni w naszym teraźniejszym miejscu płyną spokojnie, i bardzo szybko. Jedno drugie wyklucza, ale coraz częściej utwierdzam się w tym, że Bóg podkręcił zegary i czas wymyka się nam z rąk.

Rozmawiam z amerykańskimi ludźmi, a oni nadal wydają się być jakby z innej planety:)
Proszę Boga bym choć trochę mogła zrozumieć, wcisnąć się palcem u nogi w amerykańską kulturę, ale niestety nie... nic z tego nie rozumiem, oprócz chyba tylko języka, bo ten o dziwo jest coraz bardziej dla mnie przystępny...

Polskie, dwa miesiące okazały się być prezentem na miarę porsche i wilii nad oceanem:)
Każda minuta była, jak przepyszna wuzetka. Delektowałam się wszystkim co widziałam. Uśmiechałam się do ludzi, kasjerek w hipermarketach:), bo już wcześniej obiecałam sobie, że będę bardzo miła dla wszystkich. Do Panów którzy wykazywali na ulicach zbyt duże stężenie chmielu we krwi nie podchodziłam, ale w sercu modliłam się aby Bóg ich wyzwolił z nałogu. Wszystko takie piękne... niepowtarzalne... polskie... Gdyby jeszcze był tam ze mną Jakub... wiem, wiem wszystkiego w życiu miec nie można:)

Ktoś kiedyś w Ameryce powiedział mi, że po dłuższym czasie w Stanach nie będę chciała powrócić do Polski, no cóż mylił się bardzo.... Moja chęć powrotu wzmożyła się:)

Teraz kiedy jestem tutaj, staram się myśleć tylko o tym, jak żyć w centrum Bożej woli, która i tak później okazuje się najlepsza.
Już nie marudzę, nie myślę negatywnie. Staram sie brać to co najlepsze z każdego dnia.
Abi zaczyna dużo mówić, buduje całe zdania po polsku i biedni Amerykanie nie mają pojęcia o co jej chodzi, w sumie to ona też traktuje ich jakoś tak... hmmm... inaczej...

Ostatnio dotyka mnie historia Józefa z Księgi Rodzaju. Jego podejście do życia, mądrość, brak buntu i niezadowolenia z obrotu spraw. Jego postawa gdy po wszystkim spotkał swoich braci w Egipcie i powiedział im, że sprzedanie go jako niewolnika było Bożym planem... niezwykła pokora, ufność, przebaczenie i zwycięstwo.
Z charakteru Józefa na dzień dzisiejszy osobiście jeszcze mało posiadam, no ale może w przyszłości zrozumiem czemu tu jestem i czemu czuję się czasami tak bardzo sama...
Otworzyć się na Jezusa i czekać na wielkie zmiany, które dokonują się każdego dnia w moim małym sercu

Kocham was i dziękuję każdemu za cudowne chwile spędzone z Wami w Polsce!

wtorek, 11 sierpnia 2009

Abi poznaje swiat zabawek / Abi Gets to Know World of Toys

Pamietnik Taty - 26 lipca 2007

Chociaz taka mala, Abi zaczyna sie interesowac zabawkami. Na razie bardzo niesmiala, nie za bardzo wie do czego one sluza... ale przynajmniej te dziwne obiekty wydaja smieszne dzwieki.

Daddy's Diary - July 26th, 2007

Although so small, Abi starts to be interested in toys. So far she is very shy, isn't sure what they are for... but at least those strange objects give out funny sounds.