piątek, 23 grudnia 2011

Jezus nam sie narodził!

Co to będą za święta..., nawet zagoszczą na naszym stole śledzie:), a to dzięki naszym przyjaciołom z Indianopolis, z którymi widzimy się w wigilijny poranek, by zjeść śniadanie w restauracji:) Tak, tak to zupełnie coś nowego, bo zazwyczaj w Wigilię nie ruszałam sie z domu, gotując, smażąc i piekąc, a także przygotowując się do wieczornego nabożeństwa w naszym kościele.
A w tym roku przynamniej jakaś mała odmiana:)

Cudownie jest mi się skoncentrować na Betlejem w tym szczególnym czasie, na Marii, która trzymała małą rączkę mojego Zbawiciela, która tuliła Go tak mocno, chyba nie do końca zdając sobie sprawę, kim On był, jest i będzie. Z całą naszą rodziną chcemy, jak najpiękniej uczcić urodziny naszego Pana!

Życzę wszystkim moim bliskim i tym dalszym, aby ten nadchodzący czas miał dla nas wszystkich inne znaczenie, to które jest zapisane w górze a nie to, które jest na dole.
Niech Jezus rodzi się w waszych sercach na nowo, w te Święta, oraz w każdy dzień w nachodzącym 2012 roku.

wtorek, 13 grudnia 2011

Kilka slajdów z życia moich córek

A tu sielankowa scena, jak dwie siostry są spokojne, nie kłócą się o zabawki i każda zajęta jest sobą. Szkoda, ze tych chwil jest tak mało;)


U naszych przyjaciół z ukochanymi przez Noemi żywymi zabawkami:)


Abi przed niedzielnym nabożeństwem koniecznie musi odegrać wielką rolę, bierze swój mini teatr, i wymyśla przeróżne historie.


Ukochana zabawa Noemi, całowanie szyby pieca, często stoi tam i mówi do odbicia w szybie. Całkiem śmiesznie to wygląda:)

W ten jakże świąteczny czas wiele się zmienia w moim myśleniu. Nie mogę powiedzieć, że się starzeję, ale jakoś czas mi się spowalnia, siadam przy kubku gorącej czekolady i rozmyślam nad moim istnieniem tutaj na ziemi, nad tym co jeszcze przede mną, moim mężem i dziećmi.
Choć śniegu za oknem nie widać, to czuję już ten niezwykły czas, czas który jest takim corocznym prezentem od samego Boga. Czas w którym zdaję sobie sprawę, jak wielki, wszechmocny przysłał na ziemię KOGOŚ dzięki któremu dziś nie muszę się bać, mogę każdego dnia patrzeć z nadzieją na jutro i cieszyć się, że On jeden najlepiej mnie rozumie.

U nas choinka codziennie świeci kolorowymi lampkami, ubraliśmy ją tylko dlatego, że sprawia to Abi ogromną radość.
Niestety do choinki nie ma dojścia, okrążona jest bowiem kanapami z dwóch stron, a za nią są dwie ściany. Zrobiliśmy to z wiadomych względów, by nasze drugie małe bobo nie mogło wgryzać się w bombki i zrywać łańcuchów.

Ostatnio modlimy się wiele o nasze zdrowie, które kuleje straszliwie tej zimy. Jestem już tym trochę zmęczona, ale cóż nic na to nie poradzę, chyba każda matka przez to przechodzi w tym okresie:)

Dziś też odwiedziła mnie bardzo miła osoba z dwójką swoich dziewczynek, i fakt jest jeszcze milszy, że jest to Polka i mogłyśmy razem wypić kawę i chrupać czekoladowe, ciepłe ciastka.

Ten tydzień zapowiada się na bardzo towarzyski, i niezwykle się z tego cieszę, lubię jak ludzie do nas wpadają i możemy rozmawiać przy jedzeniu. Święta spędzamy z naszymi polskimi znajomymi, którzy mieszkają bardzo niedaleko nas, a potem hyc do naszych najdroższych przyjaciół na południe, gdzie zima wcale nie jest zimą, bo świeci tam słońce i można kąpać się w oceanie:)
I to na tyle dzisiaj.

piątek, 11 listopada 2011

Rózne chwile

W chwili radości przychodzi energia a zaraz potem lekkie uśpienie.
W chwili smutku przychodzi zawachanie, a potem łzy.
W chwili zadumy przychodzi chęć zmiany, a potem działanie.
W chwili złości przychodzi niepotrzebne słowo, a potem pustka.
W chwili stresu przychodzi ten wewnętrzny ucisk, a potem brak realistycznego myślenia.
W chwili poddania się przychodzi rezygnacja, a potem zdaję sobie sprawę, że jest TEN, który mi pomoże... zawsze pomoże...

Najchętniej zostałabym przy tych chwilach radości, tak jak pisał Paweł: ,,radości ze wszystkiego", tego wielkiego i tego małego,i nawet tego niedostrzegalnego:)

Dobrze jest popatrzeć na słońce w ten jesienny dzień.

środa, 9 listopada 2011






Wiele się u mnie nie dzieje na blogu, za to w życiu jest zupełnie inaczej.
Każdy dzień staje się jak otwarta księga, nie wiadomo co przyniesie, ale zawsze jest nadzieja w Bogu, że On to wszystko złoży i finał będzie okraszony radością i pokojem:)

Jestem teraz matką dwóch najpiękniejszych małych istot na ziemi. Codziennie odkrywam w jednej i drugiej skarby, które kolekcjonuję w swoim pamiętniku, na zdjęciach, czy też w sercu na chłodniejsze dni.
Ta mniejsza umie już bardzo szybko raczkować i ukochała sobie wszystkie najbardziej niedostępne miejsca w naszym domu. A jak już wejdzie w jakąś szczelinę to potem jest krzyk i płacz, bo wyjść się niestety juz stamtąd nie da:)
Ostatnio fascynują ją również lampy, te wysokie stojące na ziemi i powiem szczerze, że nie jestem tym zbytnio zachwycona. Wizja jak coś ciężkiego spada na me dziecko jest przerażająca.
Ta starsza natomiast wyrasta już na małą kobietkę, która potrafi powiedzieć jak coś jej nie pasuje, albo coś ją martwi. Zadzwiające jest jednak to, ze 4 i półroczna dziewczynka umie tak wspaniale opiekować się rocznym łobuziakiem, umie dzielić się zabawkami i nawet potrafi wybaczyć jak ta młodsza cos jej popsuję albo co bardziej prawdobodobne pogryzie. Co do wsadzania wszystkiego do buzi Noemi jest w tym niestety najlepsza. Uwielbia próbować wszystkiego, po okruszki z dywanu, kończąc na kolorowankach, ksiązkach a nawet włosach.
Jak widać sporo mam pracy w ciagu dnia, by sprawować kontrolę, i by w domu panował ład i porządek, bo bałaganu niestety nie znoszę.

U nas za okanmi poza jesienią remont drogi, dokładnie koło naszego budynku, więc odór asfaltu, odgłos młota pneumatycznego, oraz ciągły dzwięk przejeżdżających cieżarówek potrafi sprawić, że tracisz nadzieję na chilę ciszy...

W ten weekend pierwsza amerykańska sesja zdjęciowa w plenerze z Pania fotograf. Pewni bardzo mili ludzie podarowali nam taki prezent na święta Bożego Narodzenia. Zobaczymy jak to będzie, szczególnie dlatego, że Abi nie bardzo chce użczać swojej twarzy dla obiektywu, a Noemi robi ta samą minę do każdego zdjęcia czyli szczerzy zęby:)Śmiać mi się trochę chcę jak sobie pomyślę o tych wszystkich momentach w których będziemy musieli jakoś pozować. Ale może ze 100 zdjęć uda sie wybrać choć 5% czegoś dobrego:)
I to na tyle dzisiaj...

wtorek, 12 kwietnia 2011

:)

U nas za oknem zmienna pogoda. Wczoraj było lato, a dziś zapowiada się jesień z deszczem i zimnym wiatrem. W moim sercu i głowie też wielkie i małe zmiany.
Ciągle zadziwiona tym co Bóg czyni we mnie i naokoło mnie, z drugiej strony troszkę bardziej oczekuję Jezusa i Jego nieustającego pokoju, szczególnie kiedy wchodzę na stronkę TVN24:)
Dużo różnych wiadomości, bo tak naprawdę chcę być na bieżąco jak każdy, jednak po tym wszystkim przychodzi jakieś zrezygnowanie, jakaś zaduma, i tak trwa i trwa bez końca. To chyba jednak muszę zrobić sobie przerwę w odwiedzaniu portali informacyjnych, przynajmniej na jakiś czas:)

Teraz coś z mojego skoroszytu myśli:
Ktoś ostatnio napisał, że staję się wytworem wyobraźni wsród polskich przyjaciół. Powiem szczerze, że się nad tym zastanawiałam, i myślę sobie, że tak cieżko jest być w stałym kontakcie ze wszystkimi których kocham, i którzy są bardzo daleko. Jest jednak to co mi pozostało, pasja w modlitwie za wszystkimi polskimi ludzikami, którzy tego potrzebują, bo co tak naprawdę innego mogę zrobić...
A wiem, wiem każdemu mogę też przesłać jakiegoś lapka albo coś z elektroniki, tak dla przypomnienia, że istnieję:) no i dlatego, że ponoć tu taniej:)

W weekend Bóg zrobił nam niespodziankę, a mianowicie do West Lafayette przyjechali młodzi ludzie z dwójką małych, ślicznych dziewczynek dokładnie w wieku naszych pociech:) Daniel ( bo takie jest imię kolegi z Polski) pracuje na wydziale Fizyki tak jak Kuba, i w związku z tym mogliśmy się poznać. Jego żona Agata jest przesympatyczną osobą, bardzo optymistyczną, i dowcipną. W niedziele całe popołudnie spędziliśmy przy peanut butter cookies i gorącej herbacie (jak na Polaków przystało:)
Tak bardzo się cieszymy, że po 3 latach mamy kogoś z kim możemy pożartować po polsku, kto doskonale nas rozumie i ma takie same spostrzeżenia na temat życia w Ameryce:)
W kolejny weekend też się spotkamy, i mamy zamiar spędzić razem Święta Wielkanocne.

A ja ostatnio stwierdziłam, że musze chyba zacząć coś szykować do Polski, tyle wesel mnie czeka, tyle radości, uścisków od kochającyh mnie osób, choć jednak są też smutne aspekty mojego wyjazdu, których wcześniej nie dostrzegałam za mocno, miesiąc w miesiąc bez mojego męża to niestety nie taka łatwa sprawa, bo jak można funkcjonować normalnie, nie mając przy sobie najlepszego przyjaciela z którym codziennie grasz w gry planszowe, śmiejesz się, przytulasz, chodzisz na spacery...

Ale dziekuję Bogu za to, że dał mi możliwość i w tym roku postawić moje stopy na polskiej ziemi i zobaczyć drogich memu sercu ludziaków:)

To wszystko dziekuję:)

niedziela, 27 marca 2011

Przemyślenia...

Ostatnio wiele razy w ciągu dnia dotyka mnie jedna myśl... czemu tak wiele w kościołach jest dziś osądu i złości, dlaczego brat brata wydaje na forum, czemu tak niewiele jest MIŁOŚCI o której Jezus dziesiątki razy wspomina na łamach Pisma Świętego.
Trudno mi się do tego odnieść i nie rozumiem, jak i dlaczego tak wiele dzieci Bożych jest szybkich do oceny inności, do szukania tzw. ,,dziury w całym" nawet gdy tej dziury nie ma...

Bóg pokazał mi, że nie mam prawa powiedzieć niczego złego na żadnego człowieka, a szczególnie na tego, który jawnie mówi o Chrystusie, bo tylko jeden Bóg bada serca.
Tato zwrócił mi uwagę na istotę nieba, tak jakbym oglądała całą sytuację z bliska i szepnął mi do ucha, a jeśli spotkasz te wszystkie osoby, które osądziłaś na ziemi w moim wiecznym domu, postaram się by Cię osobiście z nimi zapoznać:)
No tak, zastanawiałam się nad tym, zdecydowanie będę czuła wstyd i zażenowanie...

Cóż, jestem troszkę przerażona tym co dziś dzieje się w kościele, nie osądzam sytuacji, po prostu jest mi strasznie smutno, że ludzie tak często sie kąsają, tak często potrafią ranić słowem....

Jestem Polką i wiem, że moją ojczystą cechą jest patrzenie na wiele spraw negatywnym okiem, doszukiwanie sie problemów i narzekanie...
Teraz po 3 latach spędzonych w Stanach widzę, że nie tędy droga. Staram się patrzeć pozytywnie, szukać we wszystkich ludziach tego co dobre, starać sie ich kochać za to, że po prostu Bóg ich stworzył, że są... Jaka w tym jest niesamowita wolność i siła, kiedy uśmiech nie znika z twarzy, wdzięczność powoduje, że serce bije mocniej i szybciej.
Teraz zapewne wielu nazwie mnie optymistyczną do przesady Polko-Amerykanką...:)

Wracając do tematu, w dzisiejszych czasach potrzebujemy pokoju, a ocena sieje tylko zamęt i jest narzedziem diabła, który ma niezły ubaw wciskając w swoje gierki dzieci Boże.

Modlę sie by kościół był dzisiaj przykładem, obrazem samego Jezusa, aby Jego dzieci patrzyły na to co w górze a nie na to co w dole, i by patrzyły na siebie z miłością!

Proszę nie oceniajmy innych, bo Bóg pewnego dnia bardzo nas zawstydzi...

sobota, 12 marca 2011

Info co u mnie słychać po roku nieobecności na blogu...:)

Przypuszczalnie powinno mnie tu już dawno nie być, bo przecież to istna hańba nie zamieszczać postów na swoim własnym blogu przez jakiś tam rok...:)

Szczerze mówiąć to sobie ostatnio o nim przypomniałam, i postanowiłam poklikać w klawiaturę dla przypomnienia, że żyję i mam się bardzo dobrze.

Ostatnie miesiące sa dla mnie bardzo aktywne z wiadomych względów rzecz jasna.
Szczerze, uwielbiam jednak ten stan i uwielbiam być mamą, która każdego poranka otrzymuje całusa od starszej córki i wielki uśmiech od tej malutkiej:)
I oczywiście rzecz jasna śniadanie od męża:)

Przyzwyczajam się też do tej amerykańskiej rzeczywistości, choć nadal twierdzę, że miejsce w którym obecnie jesteśmy jest tylko przystankiem... No cóż wiele się tu nauczyłam w tym malutkim miasteczku, które każdego dnia zaskakuje mnie swoim spokojem i taką samą codziennością:)

Bóg w niezwykły sposób błogosławi nam, i to widzimy na każdym kroku, jednak pytanie nasuwa się ciągle to samo... Boże czemu jesteś dla mnie taki dobry? Przecież ja na to wszystko nie zasługuję...
A w głowie ciągle jedno i to samo słowo ,,Łaska" po prostu... Niepojęte.

Moja wyprawa do Polski też zbliża sie wielkimi krokami, i jestem tym faktem bardzo podekscytowana. Wierzę, że w tym roku żaden wulkan nie wybuchnie:)

W wolnych chwilach ( których mam bardzo mało) robię kartki dla moich bliskich, dla ludzi których kocham. Takie hobby pozwala zapomnieć choć na chwilkę o troskach dnia codziennego, rozwija myślenie nie tylko o tym co należy zrobić na obiad, czy już zmieniłam pieluchę, o której muszę nakarmic moje dzieci?ale sprawia, że mogę wyrazić swoje emocje przez dobór kolorów, technik itp.

Chyba sie w to wciągnęłam i mam nadzieję wytrwać, jak najdłużej.