piątek, 2 listopada 2012

Moja mała Abi

Wczoraj moja Abigail przyszła do domu ze szkoły bardzo podekscytowana. W drodze powrotnej w autobusie siedziała obok swojego klasowego kolegi Mohameda. Jego rodzina przyjechała z Egiptu do Stanów. I jakoś tak się złożyło, że mieszkają na tym samym osiedlu co my:)

Abi często mówiła mu o tym, że chodzi do kościoła, że modli się do Boga, ale wczoraj powiedziała mi, że miała szczególną rozmowę właśnie z tym chłopcem. Zapytała się go, czy wie kto to jest Jezus. On na to, że nie ma pojęcia, więc Abi przeszła do konkretów, a mianowicie Jezus to Bóg który kocha nas najmocniej, i, że w każdej chwili  można przyjść do niego, szczególnie gdy się boimy, albo mamy problem. Mohamed odpowiedział jej, ze bardzo chętnie spróbuje i będzie się modlił i, że podoba mu się, że jest ktoś taki kto nas chroni. Po całej opowieści, Abi stwierdziła, ze czuje iż dobrze zrobiła mówiąc mu o jej Jezusie. Wiecie, moje oczy zalały się łzami, i nie byłam w stanie nic powiedzieć, tylko w cichości serca podziękowałam za moją córkę, skarb który Bóg podarował mi w prezencie.

Rośnie nam ewangelistka dla której białe jest białe, a czarne jest czarne:)

Yesterday my Abi came from school, and told me that she had pretty interesting conversation with her friend Mohamed from her classroom. She mentioned me so many times that she told him about church and God, but Yesterday she asked him a question: Do you know who is Jesus? He said that no, he doesn't. So Abi said that it is a God who protect us, and we can always come to him with any problem. Mohamed said that he will do it, and he will start to pray, it is so cool to have friend like that he said to Abi:)

After all Abi said to me that she feels, she did a good job:) In this moment I had tears in my eyes and couldn't say nothing, just were so thankful to God for my little girl He gave me. She is a truly a gift from Heaven!
I hope she will preach Gospel all her life like that... simple and with love and compassion!

czwartek, 4 października 2012

Kto chce spełniać Jego wolę, ten pozna, czy ta nauka pochodzi od Boga, czy też ja mówię od samego siebie. Kto mówi od samego siebie, szuka własnej chwały, a kto szuka chwały tego, który go posłał, ten mówi prawdę i nie zwodzi nikogo. Ewangelia Jana 7, 16-18.

Czy macie czasem takie odczucie czytając Biblię, że pewne słowa dosłownie uderzają was z taką mocą, iż musisz przeczytać to kilka razy, by zapamiętać każde słowo. Tak się też stało z wersetem powyżej w moim przypadku:)
Dla mnie spełnianie Bożej Woli zawsze stanowiło zagadkę, bo co to tak naprawdę znaczy... Kiedy na przykład stajemy przed sytuacjami w życiu, nie czując, jak powinniśmy postąpić, co wtedy....
Jeśli chodzi o mnie, gdzieś wewnątrz mnie staram się jak najczęściej wyłączać swoje emocje, podejmując jakieś ważne decyzje. Daje mi to większą perspektywę patrzenia, przede wszystkim dlatego, że mam wtedy wewnętrzny spokój i mogę trzeźwo myśleć. Nauczyłam się też, że nie wolno nigdy podejmować decyzji w pośpiechu, zawsze mamy czas, nawet wtedy kiedy wydaje nam się, że go nie mamy...:)
To co mogę napisać po wielu latach poznawania Boga to to, że On nigdy nas nie naciska, do niczego nie zmusza, czeka cierpliwie, aż będziemy gotowi. Jeśli modlimy się o Jego prowadzenie każdego dnia, to wierzę, że nawet gdy podejmiemy błędne decyzje On nas wyprowadzi na prostą, ponieważ zależy Mu na nas.
Nigdy więc nie śpieszmy się jeśli chodzi o sprawy wyższej rangi, Bóg już tam był... TAM gdzie my dopiero zmierzamy i doskonale wie, czy warto tam się udać czy też należy jeszcze trochę poczekać.
To tyle!

czwartek, 23 sierpnia 2012

Z cyklu: Wykombinowane w kuchni:) Working out in the kitchen:)

Dziś chciałam przedstawić moje wariacje kuchenne na dobry i niedrogi obiad:)
A oto produkty:

Today I want to introduce You to a cheap and very good dinner:)
And here are some things:)
- 20 pomidorów koktailowych (20 grape tomatoes)
- Około14 średnich pieczarek ( about 14 medium size mushrooms)
- 2 średnie cebule (2 medium size onions)
- 3 ząbki czosnku (3 cloves of garlic)
- pół kilo piersi z kurczaka (around 1 pound of chicken breast)
- sól, pieprz czarny, kilka listków świeżej bazylii (salt, pepper and few leafs of fresh bazil)
- Oliwa z oliwek (olive oil)

Po pierwsze smażymy kurczaka wcześniej pokrojonego w kostkę na 1 łyżce oliwy z oliwek

( first we fry cut chicken breast on 1 tbsp of olive oil)

Na drugiej patelni w tym samym czasie smażymy na jednej łyżce masła pokrojone pieczarki

(on second pan we fry cut mushrooms on one tbsp of butter)

Kiedy pieczarki się usmażą dodajemy je do kurczaka.

(when mushrooms will be done we put them to chicken breast)

Następnie smażymy cebulę, lekko aby się zeszliła, i dodajemy do mięsa i pieczarek.

(Than we saute onions and put them with chicken and mushrooms).
Teraz robimy sosik:), (now we do a sauce:))
Pół kubka śmietany łaczymy z jedną łyżką majonezu, przeciskamy przez praskę czosnek i doprawiamy solą i pieprzem, ja dołożyłam jeszcze trzy łyżki jogurtu naturalnego, to właśnie on dodał trochę kwaśnego smaku:)

(Half cup of sour cream we mixing with 1 tbsp of  mayonnaise, we press garlic to the sauce, than we put salt and peeper to taste, I put 3 tbsp of plain yogurt too, so the the taste is more saucer)
Wlewamy nasz biały sosik na patelnię z zawartością.

(We put all the sauce to the pan with meat and vegetables.)

I mamy gotowy sos, teraz tylko ugotować makaron fettuccine według wskazówek na opakowaniu:)

(So now everything is ready, and we put sauce on fettuccine pasta (boiling with directions on the  packaging)

Smacznego!
Bon appetit!
Jesli zrobicie dajcie znać co myślicie:)
When you will do it just let me know what You are thinking:)

czwartek, 12 lipca 2012

Co też siedzi w głowie matki Polki:)

Tak, tak mózg kobiety to temat rzeka, a nawet ocean, a może posunę się do stwierdzenia... całe skupisko wód niebieskich na sklepieniu ziemskim:)

Czy wiecie, że taka matka, jaką na przykład jestem ja, umie myśleć o przynajmniej pięciu rzeczach naraz, co dla mojego męża pozostaje maksymalnym ekstremum, choć próbuje mnie w tym dzielnie zrozumieć:) Czasem jednak myślę, iż troszkę się w tym gubi. Zważając na to, że mężczyźni nie mają talentu przeskawiwania z tematu na temat, nie umieją mysleć jednocześnie o zmianie pieluchy, i o tym jak jutro ubrać dzieci na spacer, a dodatkowo jeszcze w takim właśnie momencie kobieta potrafi jeszcze przypomnieć sobie konwersację z mamą lub przyjaciółką:) A przy odpowiadaniu mężowi na zadane pytanie wpada jej na myśl, że jej dziecko nie wypiło dziś wystarczająco dużo wody... i może rzecz jasna się odwodnić przy takich upałach:)

Mam wrażenie pisząc w tym temacie, że już się pogubiłam, ale ostatnio odkrywam w sobie, że talent myślenia o wszystkim na raz często utrudnia mi życie...
Na przykład:
Rozmowa przed wyjazdem do naszych znajomych, bądź nad jezioro:  
Kochana wziełaś pieluchy?- pyta mąż:)
Oczywiście, że tak- myślę sobie, no przecież nigdy nie zapomnę o pieluchach.
A masz chusteczki i ubranie na zmianę?  
Tak, tak jasne, że spakowałam.  
A butelkę z wodą wziełaś?  
Oj no nie wziełam, czekaj pobiegnę na góre i wezmę- nie ukrywam, że jestem lekko podirytowana tym faktem, bo znowu moje myślenie o tysiącu rzeczach na raz zawodzi.

I tu się nasuwa myśl, Agnieszka zacznij planować i robić listy. Tak, tak, jestem z tych bardziej niezorganizowanych kobiet pomiędzy Amerykankami, które posiadają swoje kolorowe notesy, w których każda godzina jest przypisana poszczególnym czynnościom. Myślałam trochę o tym, aby sobie tak uszczknąć co nie co z tego notesowego pomysłu, jednak, skończyło sie na tym, że zamiast pisać tam plan dnia, po prostu prowadzę tam swój pamiętnik:), spisuję moje modlitwy i myśli o wszystkim.

Oj chyba troszkę zeszłam z tematu, no ale w sumie o to tu chodzi, zaczełam o tym, że tyle myśli zaprząta moją głowę w jednej chwili, a skończyłam na amerykańskich notesach, planerach... jak zwał tak zwał:)

Wiecie jestem Bogu wdzięczna za bliskie mojemu sercu kobiety, z którymi pozostaje mi głównie rozmawiać przez Skypa, bądź pisać maile. Te rozmowy są takie bogate w treściach, tyle wątków się przewija naraz, że potem mam o czym mysleć przez resztę dnia:) Mój mąż właśnie tu wykazuje dość mocny wyraz niezrozumienia, a raczej bardziej bym rzekła nieogarniania tego całego babskiego świata:)

 Bóg stwarzając kobietę, powiedział do Adama, że stwarza mu POMOC, no i stworzył:) Myśląc o tylu rzeczach na raz mamy bardzo szeroki punkt widzenia:), który z miłą chęcią przedstawiamy płci przeciwnej. Jej jak mój mąż to przeczyta, to ... zapewne pomyśli..., że cieżko zrozumieć kobietę... i tak do końca życia..., choć szczerze powiem, że mnie też coraz trudniej jest zrozumieć mężczyzn, odkrywam, że zamiast warkoczy myśli w głowie posiadają, ,,koński ogon'', ale choć jeden, to i tak potrafi zakrecić się na wietrze:) Zapewne tu się już naraziłam... może czas kończyć tym miłym akcentem:)
Dzięki Ci Boże za wolność słowa:P

Trzymajcie się kobitki wszystkie dzielnie, grunt to myśleć o dobrych rzeczach. Plećmy warkocze z naszych myśli, spostrzeżeń i słów, i niech budują innych, szczególnie naszych mężów, ojców i braci itp:)))) Do kolejnego skrobnięcia o wszystkim i niczym;)

środa, 11 lipca 2012

Dziś znowu buszowałam w kuchni, jak i w internecie szukając nowych pomysłów na jakieś proste, smaczne dania, które moja rodzina pokocha. I znalazłam na jednej ze stron, danie zdrowe, pożywne i do tego proste, choć troszkę czasochłonne, szczególnie kiedy się ma dwójkę dzieci przy sobie:) A oto i zdjęcie tego co stworzyły moje ręce:)

sobota, 31 marca 2012

najpiękniejsze chwile...

Od końca lutego nie zamieszczałam żadnych postów, ponieważ w wolnych chwilach wolałam spędzić czas z moją rodziną, z Bogiem, jak również nauczyc się gotować smacznie i zdrowo:)
I muszę powiedzieć, że to pokochałam.
Każdą wolną chwilę spędzam teraz na mieszaniu smaków od kuchni meksykańskiej, po chińską a na amerykańskiej skończywszy:)
Niezwykłe jest jednak to, że w tych wszystkich potrawach ciagle włączam coś polskiego:), no bo polska kuchnia jest najlepsza i niektóre z tradycyjnych potraw nigdy nie zgniną z mojego stołu, a tym bardziej z pamięci;)

Jeszcze pół roku temu każda wyprawa do kuchni była dla mnie udręką i jakoś nie bardzo chciało mi się patrzeć na garnki, talerze i łyżki. Robiłam tylko tak by wszyscy sie najedli i z głowy:). Teraz jednak jest inaczej, odkryłam, że to moja nowa pasja. Chciałabym w przyszłości móc jeszcze bardziej eksperymentować, ale z wiadomych względów jeszcze nie czas na to.

Zbliżają się świeta wielkanocne, a co za tym idzie, wracają myśli o moim ukochanym Jezusie i o tym co dla mnie zrobił. Ten nadchodzący czas jest dla mnie zawsze niezwykłą inspiracją do szukania na nowo mojego Boga. Życzę wszystkim by w te świeta każdy mógł odczuć Jego świetą obecność, i mógł zrozumieć czym jest chodzenie w wolności od grzechu, w pełnym pokoju!

Już niedługo jedziemy do Polski. Równo za dwa tygodnie, jeśli Bog pozwoli, znowu będę stąpać po polskiej ziemi i zobaczę moje ukochane twarze, twarze ludzi których kocham i bez ktorych moje życie było bardzo niekompletne:)
Dziekuje Bogu za to, że mam możliwość znowu zobaczyć moją rodzinę. To Jego ogromna łaska sprawia ciągle, że mam szansę by wyjechać do mojego kochanego kraju.

Sciskam wszystkich najmocniej jak sie da!

piątek, 17 lutego 2012

odkrywanie życia na nowo

Odkrywanie na nowo czegoś co było mi znane od dawna z Bogiem, jest tak pasjonującym przeżyciem, gdyż nagle dowiaduję się, że to co już wiem było tylko początkiem, a teraz Bog stwarza coś na nowo, coś pieknego i świeżego, i prowadzi mnie głębiej w wyznaczonym kierunku.

Chciałabym napisać słów kilka o znanym nam temacie, o uwielbieniu naszego Boga.
Ostatnio wydaje mi się jak bardzo jesteśmy pozamykani w schematach, w pewnym planie, jak takie uwielbienie ma wygladać. Słowo to od razu kojarzy nam się ze śpiewaniem piosenek, w których naszym bohaterem jest Jezus, a potem staramy się wchodzić poprzez dzwięki muzyki i słowa pieśni głebiej i głebiej. Zazwyczaj na nabożeństwie jest jedna pieśń szybka, taka na rozruszanie, potem dziękczynna, że Jezus zaraz zawita w to miejsce, a na końcu coś wolnego, coś co sprawi, że będziemy mogli wyznać: Jezu juz tu jesteś!:)
Wiem o czym piszę, bo sama nie raz byłam w taki kołowrotku każdej niedzieli, a nawet w ciągu tygodnia.

Aż do pewnego momentu, kiedy odkryłam, że pieśni, ich pisanie, dźwięki instrumentów nasz głos są tylko wynikiem uwielbienia, bo to co jest nim naprawdę to codzienna niegasnąca relacja z Nim. Codzienna walka o to by być coraz bliżej Niego, nie zważając na myśli typu: Boże nie wiem czy tu jesteś..., nic do mnie nie mówisz..., a kończąc nasz codzienny czas z Panem słowami: ...to może ja już sobie pójdę bo nie wiem czy mnie słyszysz... itd. Wierzę, że kiedy wytrwamy w tych momentach, w momentach nachodzących nas wątpliwości, to ten czas spędzony z Nim nawet kiedy myślimy, że nic się nie wydarzyło, przyniesie nam owoc na przyszłość, wyda wspaniałą woń gdy będziemy wokoło innych. Wierzę, że kiedy każdego dnia będziemy szukać naszego Boga w Jego Słowie, kiedy będziemy się modlić, sprawiać, że ta relacja będzie najcenniejsza w naszym życiu, to pewnego dnia zrozumiemy, że uwielbienie Go to dostrzeganie go w najmniejszych rzeczach, to otwarte serce na to co on będzie chciał zrobić w naszym życiu, gotowość do poniesienia ceny za pójście za Nim i dziękowanie za Jego niekończącą się miłość.

Myślę, że Jesus nie raz podskakwiał ze mną, kiedy ja dla Niego tańczyłam, nie raz szepnął mi miłe słowo by tylko zobaczyć uśmiech na mojej twarzy. Wiem, ze taką mnie stworzył, sprawił, że moja radość może komuś pomóc, że mój uśmiech może umilić komuś dzień, ale w sumie ludzie którzy to odczuwają, chciałabym aby zawsze wiedzieli, że to nie ja, ale ten który mieszka we mnie tak bardzo ich kocha i tak bardzo chce by każdy mógł być szcześliwy i wolny.

Dziękuję mojemu Bogu, że codziennie daje mi szansę wiedząc, jak bardzo jestem niedoskonała. Wiem jednak, że tylko w Nim odnajduję swoją wartość i wiem, ze On stworzył mnie dla swojego konkretnego celu, który jest przede mną!