Dzisiaj też napiszę, że dzień był cudowny...A co mi tam? Przecież kłamać nie będę:P
Wszystko zaczęło się od wyjścia na 10.00 do kościoła. Dzięki Bogu, że jest tylko 15 min drogi piechotką od naszego domu:)
Przez całą drogę na nabożeństwo zastanawiałam się czy mam zostawić mojego, małego brzdąca w specjalnym pokoju przeznaczonym dla dzieci od 6 miesięcy do 2 lat. Myślałam ciągle, że nie znam do końca tych ludzi, wydawało mi się, że Abi może płakać...
Kiedy weszliśmy do środka, bardzo miło nas przywitano, tym razem było bardzo dużo ludzi, na oko jakieś 200 osób. Zdziwiłam się, bo ostatnio, jak tu byliśmy, kościół świecił wielkimi pustkami, a ludzi można było zliczyć na palcach jednej ręki, no może przesadziłam, było ich tak około czterdziestu osób.
Spojrzałam w tym całym rejwachu na Abi i odczułam, że mam ją zanieść do jednej z sal dla dzieci i za dużo się nie martwić. Ku mojemu zaskoczeniu przyjęto mnie bardzo miło. Nie czułam się bynajmniej, jak przysłowiowy intruz:)
Musiałam na początku wypisać dwa arkusze dokumentów, z informacją gdzie mieszkamy, ile Abi ma lat, co lubi jeść, czy ma alergie itd. Zdziwienie nie schodziło z mojej twarzy, pomyślałam sobie...Po co im tyle szczegółowych informacji...
Po tym wszystkim naklejono Abi na plecki numerek, a ja dostałam jego kopię, oraz peager, w razie gdyby na nabożeństwie coś się działo z moim dzieckiem. Szok normalnie... Cywilizacja :)))
Kobieta, która jest odpowiedzialna za dzieci w tym kościele, zaprowadziła mnie do innego pokoju, wskazała na wielką reklamówkę z jedzeniem, i powiedziała, że to wszystko jest dla nas, i, że mamy się o nic nie martwić...aż mi się łza zakręciła w oku.
Potem oddałam Abi do pokoju w którym siedziały już inne dzieci, i grzecznie się bawiły. Myślałam, że gdy rozstanę się z nią, ona zacznie zaraz płakać, ale w momencie, kiedy zobaczyła inne dzieci pobiegła do nich i już jej nie było. Oczywiście muszę wspomnieć o zabawkach, jakie się tam znajdowały, basen z piłkami, zjeżdżalnie dla maluchów, słonie, konie na których można się bujać, pełno zabawek edukacyjnych, kołyska itd. Przyznam, że byłam w wielkim szoku.
Przez całe nabożeństwo zerkałam na mój peager, ale nic nie pikało:)
Po wszystkim poszłam po moje dziecko i ku mojemu zdumieniu, nie chciała do mnie przyjść. Z drugiej strony nie dziwię się jej wcale, siedziała właśnie w basenie z piłkami i rzucała je w inne dzieci:), aż tu nagle mama ją zabiera...
Tak naprawdę siedzieliśmy w kościele jeszcze długi czas i romawialiśmy z ludźmi.
Zaproszono nas na 18.00 na spotkanie dotyczące historii tegoż kościoła, i tak się dziwnie złożyło, że poszliśmy tam. Ku naszemu zdziwieniu przywitał nas pastor i nikogo więcej nie było. Usiedliśmy sobie wygodnie na pięknej, białej, skórzanej kanapie, na której można by było sobie uciąć krótką drzemkę, niż siedzieć i słuchać historii o kościele :). Okazało się, że pastor jest bardzo nakierunkowany na pracę wśród bezdomnych ludzi i w sumie bardzo się ucieszyłam, bo kiedyś miałam okazję być w grupie, która opiekowała się takimi właśnie ludźmi. Wierzę, że Bóg chce mnie nauczyć troski o innych. Zawsze chciałam więcej dawać niż brać, więc myślę, że to dobra okazja, aby wypróbować swój charakter. Zaproszono mnie także na specjalne spotkania dla kobiet, i to co najważniejsze, wszędzie tam gdzie mogę służyć innym są też ludzie, którzy opiekują się dziećmi, więc mogę spokojnie oddać Abi. Dzisiaj okazało się, jak dobrze opiekują się maluszkami, na przykładzie mojej córki:)
Jutro zostaliśmy zaproszeni przez pastora na kolację, i z miłą chęcią przyjeliśmy zaproszenie. Amerykanie mają dobre jedzonko;).
Zobaczymy co Bóg ma dla nas. Ja jestem dobrej myśli, chcę spełniać to co Jezus nakazał w swojej końcowej mowie....Idźcie na cały świat, i głoście ewangelię o krzyżu i zbawieniu. Może pomyślicie, że coś jest ze mną nie tak, ale wolę zwariować na punkcie Jezusa, niż ukochać stagnację i grzech.
Bogu niech będą dzięki za to, że dał nam odnieść zwycięstwo przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Przeto, bracia moi najmilsi, bądźcie wytrwali i niezachwiani, zajęci zawsze ofiarnie dziełem Pańskim, pamiętając, że trud wasz nie pozostaje daremny w Panu.
1 List do Koryntian; 15, 57-58
1 komentarz:
Kochana moja, tak się cieszę, ze wynalazłam w przepaściach internetu tego Twojego bloga. Pisz dużo, będziemy wiedzieli co się u Ciebie dzieje. Ściskam najmocniej.
Prześlij komentarz