To był bardzo pracowity weekend, z jednej strony cieszę się, że już minął, a z drugiej trochę mi smutno, że znowu będę musiała siedzieć w domu, bo pogoda niestety na dworze nie rozpieszcza.
Został jedynie ból pleców i gardła po cieżkiej pracy:)
Wszystko zaczęło się w poprzedni czwartek.
Cały dzień spędziłam w kościele z Abi dekorując kościół na święta Bożego Narodzenia.
Miejsce naszych niedzielnych spotkań przypomina wielką halę produkcyjną, więc trzeba było się mocno nagłowić, żeby z tych zimnych pustych ścian stworzyć piękne, ciepłe miejsce.
Udało się jednak, i dzięki Bogu. To On dał mi inspiracje co zrobić, i efekt wszystkim się bardzo spodobał. Stwiedzili, że po raz pierwszy mają międzynarodową dekorację:) Może i tak, sama nie wiem, na pewno trochę polskości w to włożyłam:)
W piątek pomagałam jednej starszej siostrze z kościoła uprządkować kuchnię przed Świetami.
Udało się to zrobić dość szybko i zgrabnie, potem zjadłyśmy razem lunch i pojechałam do domu. W sobotę po raz kolejny musiałam jechać do kościoła by wszystko dokończyć przed niedzielą.
A w niedziele siedziałam z sześciorgiem dzieci w wieku tak do dwóch lat w szkółce i uczyłam je, jak skaczą zające i szczekają pieski:)
Może to niezbyt rozwijające zajęcie, ale przyniosło mi wiele satysfakcji. Dzieci były bardzo zadowolone i szczęśliwe. Muszę również wspomnieć, że razem ze mną był mój mąż, który dzielnie mnie wspierał, i miło było popatrzeć, jak maluszki wspinały sie na jego kolana, by poczytał im książkę. Abi tylko obserwowała, jak mama i tata zabawiają inne dzieci i powiem szczerze, że nie była aż tak zazdrosna, no może na początku, jak wszystkie wieszały się nam na szyję:)
Stwierdziłam po tym wszystkim, że nie chiałabym mieć 5 dzieci. Po dwóch godzinach byłam wykończona i marzyłam by się na chwilkę położyć:)
Dzisiaj za to odpoczywam z gilami do pasa:)
Abi teraz smacznie śpi więc mam czas by coś napisać.
Ostatnio wiele jest w mojej głowie myśli związanych z naszą przyszłością, czasami aż w nich tonę, ale Bóg podaję mi swoją dłoń i staję na lądzie.
Są chwile gdy tęsknota wzbiera się we mnie, jak ogromna fala i zalewa mnie. Dziękuję Bogu, że nadal żyję, i mam uśmiech na twarzy.
Wiele ostatnio się dookoła mnie dzieje, kiedy ktoś sprawia mi przykrość( co tu dużo mówić, różnice kulturowe robią swoje), przychodzę do Boga i proszę Go o więcej miłości, a potem za jakiś czas te osoby przychodzą do mnie i mówią mi, że im przykro, że niechciały tego powiedzieć i proszą mnie o wybaczenie. W takich sytuacjach jestem bardzo zszkowana, jak Bóg się o mnie troszczy, jak nie chce abym była smutna czy zraniona. To niesamowite, jak On kocha.
Zbliżają się Święta, jeden z najcudowniejszych okresów w całym roku, kiedy po raz kolejny możemy świętować narodzenie naszego cudownego Jezusa, i aż trudno uwierzyć, że za cztery miesiące będziemy wspominać we łzach Jego męczęńską śmierć.
Nie wyobrażam sobie życia bez NIEGO...
2 komentarze:
Mój Boże, tego Ci zazdroszczę...świątecznych dekoracji i tego, że ludzie potrafią poprosić o wybaczenie. To wielki dar. Dla mnie od ośmiu lat święta są tańcem pomiędzy religijnymi uczuciami wielu ludzi, a pragnieniami dzieci. Dla mnie są to urodziny mojego Pana Jezusa, dla innych - Gwiazdka, dla jeszcze innych - "Te święta".
Gosiu, te Święta będą wyjątkowe, inne. Zobaczysz.
Aguś jejku jak dobrze,że napisałaś co u Ciebie, ja dzisiaj napiszę maila.
Prześlij komentarz