wtorek, 12 kwietnia 2011

:)

U nas za oknem zmienna pogoda. Wczoraj było lato, a dziś zapowiada się jesień z deszczem i zimnym wiatrem. W moim sercu i głowie też wielkie i małe zmiany.
Ciągle zadziwiona tym co Bóg czyni we mnie i naokoło mnie, z drugiej strony troszkę bardziej oczekuję Jezusa i Jego nieustającego pokoju, szczególnie kiedy wchodzę na stronkę TVN24:)
Dużo różnych wiadomości, bo tak naprawdę chcę być na bieżąco jak każdy, jednak po tym wszystkim przychodzi jakieś zrezygnowanie, jakaś zaduma, i tak trwa i trwa bez końca. To chyba jednak muszę zrobić sobie przerwę w odwiedzaniu portali informacyjnych, przynajmniej na jakiś czas:)

Teraz coś z mojego skoroszytu myśli:
Ktoś ostatnio napisał, że staję się wytworem wyobraźni wsród polskich przyjaciół. Powiem szczerze, że się nad tym zastanawiałam, i myślę sobie, że tak cieżko jest być w stałym kontakcie ze wszystkimi których kocham, i którzy są bardzo daleko. Jest jednak to co mi pozostało, pasja w modlitwie za wszystkimi polskimi ludzikami, którzy tego potrzebują, bo co tak naprawdę innego mogę zrobić...
A wiem, wiem każdemu mogę też przesłać jakiegoś lapka albo coś z elektroniki, tak dla przypomnienia, że istnieję:) no i dlatego, że ponoć tu taniej:)

W weekend Bóg zrobił nam niespodziankę, a mianowicie do West Lafayette przyjechali młodzi ludzie z dwójką małych, ślicznych dziewczynek dokładnie w wieku naszych pociech:) Daniel ( bo takie jest imię kolegi z Polski) pracuje na wydziale Fizyki tak jak Kuba, i w związku z tym mogliśmy się poznać. Jego żona Agata jest przesympatyczną osobą, bardzo optymistyczną, i dowcipną. W niedziele całe popołudnie spędziliśmy przy peanut butter cookies i gorącej herbacie (jak na Polaków przystało:)
Tak bardzo się cieszymy, że po 3 latach mamy kogoś z kim możemy pożartować po polsku, kto doskonale nas rozumie i ma takie same spostrzeżenia na temat życia w Ameryce:)
W kolejny weekend też się spotkamy, i mamy zamiar spędzić razem Święta Wielkanocne.

A ja ostatnio stwierdziłam, że musze chyba zacząć coś szykować do Polski, tyle wesel mnie czeka, tyle radości, uścisków od kochającyh mnie osób, choć jednak są też smutne aspekty mojego wyjazdu, których wcześniej nie dostrzegałam za mocno, miesiąc w miesiąc bez mojego męża to niestety nie taka łatwa sprawa, bo jak można funkcjonować normalnie, nie mając przy sobie najlepszego przyjaciela z którym codziennie grasz w gry planszowe, śmiejesz się, przytulasz, chodzisz na spacery...

Ale dziekuję Bogu za to, że dał mi możliwość i w tym roku postawić moje stopy na polskiej ziemi i zobaczyć drogich memu sercu ludziaków:)

To wszystko dziekuję:)

Brak komentarzy: