środa, 23 grudnia 2009
Ten świąteczny czas!
Co roku to samo... i tak bardzo przywiązałam się do tych wszystkich świątecznych atrakcji, które zamazują mi realny obraz tego, o czym tak naprawdę zawsze chcę myśleć.
O TYM, który urodził się z tak wielkim brzemieniem, bym ja dziś mogła pisać i wykrzykiwać, że jestem wolna.
O TYM, dla którego nie było miejsca w domu, choć mógł urodzić się w królewskich komnatach.
O TYM, który ma dziś swoje urodziny, i któremu po raz kolejny oddaje swoje życie.
W tym roku postanowiłam, że inaczej spojrzę na to wszystko w około, i postaram się w tym wytrwać.
Jego obietnice to prezent, który dziś On mi podarował.
To najcudowniejsze święta, bo spędzone prawdziwie w Jego nadziei, miłości, i w ciepłym uścisku żywego Boga!
Niech Jezus was błogosławi kochani!
niedziela, 13 grudnia 2009
Moje serce juz bije ... / My heart is already beating ...
To chyba tylko rodzice potrafia zrozumiec. Tam gdzie inni widza bezksztaltne plamy, my widzimy glowe, nogi, rece, palce. Widzimy jak ona sie bawi pepowina, ssie palca, ma czkawke, ziewa, spi, usmiecha sie ... To jest po prostu niesamowite. W tym jest jakas magia ... cos podnaturalnego ... cos co musial stworzyc sam Bog.
This can be understood only by parents. Where others see shapeless patches we see head, legs, hands, fingers. We see how she plays with umbilical cord, sucks thumb, gets hiccups, yawns, sleeps, smiles ... This is incredible. There is something magical about that ... something supernatural ... something that was created by God alone.
środa, 2 grudnia 2009
Wakacje w Polsce / Vacation in Poland
Agnieszka i Abi w Polsce. Wspaniale wakacje z rodzina. Oczywiscie ja musialem pracowac ... / Agnes and Abigail in Poland. Great vacation with family. Obviously I had to work ...
czwartek, 12 listopada 2009
Niezwykła kobieta
Patrzy na Jezusa z najprostszej strony, a On obficie jej błogosławi, wypełniając tym samym jej serce pokojem. Tym pokojem za którym tęskni świat, bo go nie zna, i nie chce przyjąć.
Twarz tej kobiety niezmienna od lat, jakby sam Bóg zmazywał jej zmarszczki, zwalniał zegar jej życia...
Wiele w jej głowie jest pytań niejasnych, a Bóg ciągle odpowiada na nowo i koi...
Jest tak wiele warta, choć często w to nie wierzy, jest dzielna jak mało kto...
Swoje piękno wylewa na innych, nie myśląc, że ktoś ją odrzuci.
Mogłabym pisać o niej długie strony, lecz zapisane słowa nie oddadzą emocji. Pozostać mogą jedynie na długo w pamięci...
Jej każde słowo w łagodnym tonie uspokaja moje serce.
Dziękuję Jezu, że tak często posługujesz się jej ustami.
Niezwykły to dar znać taką... ją, ukrytą, niedostrzegalną dla świata, ale dla Boga ślniącą i niepowtarzalną, stojącą na właściwym miejscu, często między cierniami życia...
Dziękuję za to, że zawsze jesteś...
Zawsze we właściwym czasie...
Córka
sobota, 31 października 2009
Przeróżne tematy...różne przemyślenia...
Są dni kiedy jestem zajęta, są dni wolniejsze, które z moich obserwacji płyną tak samo szybko i myślę... Boże, jak wiele czasu dałeś mi do wykorzystania.
Pobyt Ani minął bezpowrotnie. Mała refleksja, która przychodzi mi teraz do głowy...nie miałam nawet czasu pomyśleć, że ona jest tutaj z nami O_O
Każdy dzień zaczynałyśmy od wspólnej filiżanki kawy z waniliową śmietanką, i świeżo upieczonych muffinek. W pewnym sensie to był czas wakacji:)
Abi nie chciała zwracać swojej uwagi na mamę, bo w pobliżu był ktoś kto uczył ją, jak używać różu do policzków i kremować ręce:)
Aniu dziękuję, że mogłam odpocząć od codziennych trosk życia matki...
Częściej niż kiedykolwiek miałam szansę odkryć prześliczne miejsca w naszej okolicy... Zastanawiam się, jak to się stało, że wcześniej ich nie zauważyłam:)
Kuba też wytrzymywał z nami dzielnie, szczególnie nasze babskie godzinne pogaduchy do drugiej nad ranem. Zabierał nas samochodem w miejsca bardzo dalekie. Zwiedziłam dwa duże miasta, w których byłam wcześniej tylko przelotem...
Ameryka jest krajem, który budzi we mnie skrajne emocje, czasami napotykam rzeczy które bardzo mnie inspirują, o których myślę godzinami, a czasami odkrywam, że to wszystko jest jakby nieosiąglane dla ludzi z innego kraju.
Amerykanie w swojej naturze, w pierwszych piętnastu minutach są najbardziej otwartymi ludźmi na całym globie, ale kiedy kończy się ten krótki okres zdajesz sobie sprawę, że głębiej nie jesteś w stanie ich odkryć. Zamykają się kiedy widzą, że chcesz rozmawiać więcej, zaczynasz zadawać pytania, próbujesz podzielić się tym co masz...
Przez ostatni miesiąc, kiedy pracowałam z moimi znajomymi przy pewnym projekcie w kościele, mogłam obserwować ich reakcje.
Dziękuję Bogu, że dał mi szansę przebywać w innej kulturze, uczyć się tego co dobre, a to co ewidentnie podejrzane odrzucać:)
Ania wyjechała i dziękuję jej za to, że była przez ten czas częścią naszej rodziny, widziała, jak funkcjonujemy z Kubą i Abi, wspierała nas kiedy było cieżko, i zawsze umiała się odnaleźć w każdej sytuacji, szczególnie z naszymi znajomymi z US:)
Dziękuje!
Dziś Ameryka zwariowała... Wszędzie dynie, upiory, trupie czaszki na ciastkach:)
Halloween... tak tak, my nie mamy w tym swojego udziału, co dla naszych znajomych jest wielkim ,,zdziwaczeniem".
Był moment, że stanowczo musiałam powiedzieć nie:)
Kiedy przeczytałam notkę w Wikipedii na temat tego dnia, jeszcze mocniej utwierdziłam się w swoim przekonaniu.
Dla niektórych wyda się to nienormalne, ale ja wiem do czego zmierzam, i wiem też co Bóg mówi w tej sprawie.
Zawsze chciałam iść przez życie radykalnie, mając oczywiście świadomość, że prawdziwa łaska i miłość i przebaczenie istnieją, z drugiej jednak strony mówić NIE na to złe i przewrotne.
Wczoraj czytając księgę Daniela, po raz kolejny zrozumiałam, że bycie stanowyczym dla Jezusa w dzisiejszych czasach jest bardzo cieżkie. Chrześcijanie chcą tak bardzo pomóc ludziom ze świata, że zacznają robić to samo co oni, w rezultacie nie różnią się od nich niczym... co dla mnie jest najsmutniejszą rzeczą.
Ostatnio temat ODWAGI przewija się w moich myślach i modlę się by Bóg nadal dawał mi siłę by stąpać po wąskiej ścieżce.
Tak dobrze jest wiedzieć, że Ty istniejesz JEZU!
sobota, 3 października 2009
Ten Usmiech Rozweseli Kazdego ... / This Smile Will Cheer Up Everyone ...
Pamietnik Taty - 22 stycznia 2008
Abi ma juz prawie 8 miesiecy. Chociaz za oknem zima w pelni, ona jest pogodna i wysyla usmiechy do kazdego. Usmiechy ktore sa szczere, niewinne i pelne radosci - po prostu rozbrajajace. Jeszcze nie mowi, ale rozumie i reaguje wydajac dziwaczne okrzyki.
Daddy's Diary - January 22, 2008
Abi is almost 8 moths old. Although outside is full winter she is cheerful and send smiles to everybody. Smiles that are sincere, innocent and full of joy - simply disarming. She still doesn't speak, but understands and reacts by giving out those weird sounds.
środa, 23 września 2009
Krótka historia o kochaniu
To chyba taka pora, że coraz częściej marzę o ciepłym kakao, puszystym kocu i spadających liściach...
Tak, tak... Jesień nadchodzi i zaczyna malować drzewa w moich ulubionych odcieniach:)
W tym okresie najczęściej stare zdjęcia, wspomnienia zamknięte w szufladach mojego umysłu nabierają nowego znaczenia. Myślę i myślę... co przyniósł ten mijający rok, czy coś się we mnie zmieniło... a co jeszcze jest przede mną i moją rodziną...
Dobrze jest mi wiedzieć, że Ktoś to kontroluje, ktoś wkłada ciepłe myśli do mojego serca... Ktoś kto kocha jesień tak samo, jak ja:)
W tym tygodniu ciągle przewija się przez moje małe egzystowanie jedno słowo... MIŁOŚĆ...
Ale taka miłość, która uaktywnia się tylko wtedy, kiedy ktoś mówi coś przykrego, ktoś sprawia nam ból.
To niezwykła tajemnica móc kochać ludzi, którzy uciekają od kochania nas...
Czytając ewangelię, chociażby Łukasza, jeden rozdział poświęcony jest niezwykłej, lecz bolesnej miłości...
Ew. Łukasza 6,22-49
I to mnie dziś bardzo dotknęło...
,,Krótka historia o kochaniu"
Policzek nadstawiony
Płaszcz mój oddany...
Pożyczona, tak cenna rzecz,
na zawsze utracona...
Dobro, za dobrem
wyświadczane we łzach
Gdyż łaska również
nad złym się objawia
Hojnie
Wyrozumiale
nie bojąc się ciosu
W takim miejscu,
już stąpamy po złotych ulicach NIEBA...
poniedziałek, 14 września 2009
Na placu zabaw / At the Playground
September 12, 2009 - Recently playground became the biggest attraction for Abi. Whenever it is possible we try to visit this place. Abi runs, climbs, slides, swings and meets new friends. For her those are moments of high jinks among boring days when she has to sit at home.
wtorek, 8 września 2009
Wydarzenia o jakich świat nie słyszał...
Z wielu miejsc świata zaczynają dochodzić do mnie niezwykłe wiadomości. Wydarzenia o których bynajmniej nie usłyszymy w TVN 24, czy też w Jedynce:)
Bóg jednak działa, tak jak chce.
I kiedy ON zdecyduje byśmy coś wiedzieli użyje całej swojej mocy, byśmy we właściwym czasie otworzyli oczy ze zdziwienia:)
Tak bardzo sie cieszę z każdego świadectwa, które wnosi za sobą wiele pokoju i radości do mojego bytowania.
Na przykład, kiedy ktoś przyjmuje ewangelię z cudownych ust ukochanej przeze mnie osoby... To jest właśnie wypełnianie nakazu Jezusa. Taka wieść sprawia, że masz jeszcze więcej odwagi, ochoty by ludzie naokoło ciebie zostali zbawieni. Jestem z Ciebie dumna kobieto łaski i miłości!
Kiedy słyszę, że druga ukochana osoba pomaga komuś w wielkiej potrzebie, nie oczekując w zamian niczego więcej, wtedy z radości skaczę i dziękuję Bogu, że są jeszcze ludzie, na których od zawsze możesz polegać!
Wiadomość z Paryża, też mnie dziś bardzo ucieszyła, że już tam jesteś i Bóg błogosławi Ci podczas spacerów pod wieżą Eiffla:) Ach niech Bóg spełni wszystkie twoje marzenia:)
Dziekuję też za świadectwo, że Bóg odpowiada w deszczu, podczas spacerów w parku...
Że zawsze jest nadzieja, by usłyszeć wyraźnie Boga.
Myślę, że opisałam tu wielki prezent jaki dostałam w tym tygodniu. Nie spodziewałam się, że tak zbuduje to moją wiarę, pchnie mnie w nowe rejony...
A teraz coś innego, bardziej ziemskiego:)
W czwartek jest nasza 4 rocznica ślubu, tak... tak długo wytrzymaliśmy ze sobą:)
Cieszę się, że jest ktoś taki, jak Pan K., który swoim spokojem zalewa moje dziwne emocje, który darzy mnie największym darem każdego dnia...Miłością... nie oczekując nic w zamian.
Ach, jak dobrze być żoną mego męża... to też dziś poniekąd zrozumiałam:)
I jeszcze coś!
Dziś ktoś bardzo ważny miał urodziny!!!
Dla tego Pana jeszcze raz wyrazy szacunku i podziękowania, że zagościł w mym życiu:)
piątek, 21 sierpnia 2009
Olśnienie...
Łaska oblewa nas, jak ciepły, wiosenny deszcz.
Rankiem witamy dzień szczęśliwi, wiedząc, że Bóg dał nam kolejną szansę, czas który może być niezwykły...
Piszę to ponieważ teraz przeżywam takie chwile, bardzo mi się to podoba...oby szybko się nie skończyło:)
Droga na szczyt wydawała się być dla mnie taka trudna, brakowało sił, nadziei, bagaż złych myśli ciążył na moich barkach, aż chciało się zmienić kierunek i czym prędzej schodzić na dół. Jednak udało się pokonać trudności.
Oddycham, oddycham i żyjęęęęęęęę tylko dzięki JEZUSOWI:)
Wczoraj na przykład odkryłam, kiedy czytałam znaną prawie wszystkim Księgę Wyjścia, że Bóg który w niesamowity sposób wyprowadził Izrael z Egiptu, jest tym samym Bogiem w moim domu, nie zniknęła Jego moc, ani cuda, nie zniknęła również JEGO determinacja i pasja!!!
Wiem, wiem dla niektórych takie myśli są swoiście...dziecinne.
W sumie chcę mieć więcej myśli prostych, niż skomplikowanych.
Lepiej mi się żyje i więcej odkrywam...
I cieszę się niezwykle, że jestem, jak otwarta księga dla wielu, bo nie będą trąbić na dachach o moich ciemnych tajemnicach:)
Uczę się również ostatnio, jak słuchać Bożego głosu, jak wyłapywać go pośród wrzasków świata.
Cudownie jest wiedzieć, że jest ze mną ktoś, kto właśnie pokazuje mi kolejny szczyt do osiągnięcia... tylko tym razem o wiele wyższy...
To do dzieła...
:)
czwartek, 13 sierpnia 2009
wróciła...
Warszawskie Okęcie zawsze będzie mi się kojarzyć z jakimś nowym etapem, początkiem czegoś nieznanego, oczekiwaniem, bólem brzucha:), i napięciem...
Po 11 godzinach drogi w samolocie z Abi na mych kolanach ( z racji tego, że chcieliśmy zaoszczędzić na bilecie:) byłam lekko zmieszana tym całym tłokiem, przepychankami w kolejkach tuz po wylądowaniu, niekończącymi się pytaniami celnika... Jak ma na imię Pani mąż???... A cieszy się Pani, że już jest na amerykańskiej ziemi???... To był WIELKI test cierpliwości i pokory...
Potem już czekał na mnie Kuba, i zrobiło mi się tak jakoś ciepło, i nareszcie poczułam się tak...bezpiecznie. Ach ci mężowie...:)
Teraz dni w naszym teraźniejszym miejscu płyną spokojnie, i bardzo szybko. Jedno drugie wyklucza, ale coraz częściej utwierdzam się w tym, że Bóg podkręcił zegary i czas wymyka się nam z rąk.
Rozmawiam z amerykańskimi ludźmi, a oni nadal wydają się być jakby z innej planety:)
Proszę Boga bym choć trochę mogła zrozumieć, wcisnąć się palcem u nogi w amerykańską kulturę, ale niestety nie... nic z tego nie rozumiem, oprócz chyba tylko języka, bo ten o dziwo jest coraz bardziej dla mnie przystępny...
Polskie, dwa miesiące okazały się być prezentem na miarę porsche i wilii nad oceanem:)
Każda minuta była, jak przepyszna wuzetka. Delektowałam się wszystkim co widziałam. Uśmiechałam się do ludzi, kasjerek w hipermarketach:), bo już wcześniej obiecałam sobie, że będę bardzo miła dla wszystkich. Do Panów którzy wykazywali na ulicach zbyt duże stężenie chmielu we krwi nie podchodziłam, ale w sercu modliłam się aby Bóg ich wyzwolił z nałogu. Wszystko takie piękne... niepowtarzalne... polskie... Gdyby jeszcze był tam ze mną Jakub... wiem, wiem wszystkiego w życiu miec nie można:)
Ktoś kiedyś w Ameryce powiedział mi, że po dłuższym czasie w Stanach nie będę chciała powrócić do Polski, no cóż mylił się bardzo.... Moja chęć powrotu wzmożyła się:)
Teraz kiedy jestem tutaj, staram się myśleć tylko o tym, jak żyć w centrum Bożej woli, która i tak później okazuje się najlepsza.
Już nie marudzę, nie myślę negatywnie. Staram sie brać to co najlepsze z każdego dnia.
Abi zaczyna dużo mówić, buduje całe zdania po polsku i biedni Amerykanie nie mają pojęcia o co jej chodzi, w sumie to ona też traktuje ich jakoś tak... hmmm... inaczej...
Ostatnio dotyka mnie historia Józefa z Księgi Rodzaju. Jego podejście do życia, mądrość, brak buntu i niezadowolenia z obrotu spraw. Jego postawa gdy po wszystkim spotkał swoich braci w Egipcie i powiedział im, że sprzedanie go jako niewolnika było Bożym planem... niezwykła pokora, ufność, przebaczenie i zwycięstwo.
Z charakteru Józefa na dzień dzisiejszy osobiście jeszcze mało posiadam, no ale może w przyszłości zrozumiem czemu tu jestem i czemu czuję się czasami tak bardzo sama...
Otworzyć się na Jezusa i czekać na wielkie zmiany, które dokonują się każdego dnia w moim małym sercu
Kocham was i dziękuję każdemu za cudowne chwile spędzone z Wami w Polsce!
wtorek, 11 sierpnia 2009
Abi poznaje swiat zabawek / Abi Gets to Know World of Toys
Pamietnik Taty - 26 lipca 2007
Chociaz taka mala, Abi zaczyna sie interesowac zabawkami. Na razie bardzo niesmiala, nie za bardzo wie do czego one sluza... ale przynajmniej te dziwne obiekty wydaja smieszne dzwieki.
Daddy's Diary - July 26th, 2007
Although so small, Abi starts to be interested in toys. So far she is very shy, isn't sure what they are for... but at least those strange objects give out funny sounds.
piątek, 10 lipca 2009
Uczymy sie mowic ... / We learn to speak ...
Pamietnik Taty - 3 lipca 2007
Abi ma dopiero 5 tygodni a mama juz zaczyna uczyc ja mowic. I zebyscie nie mowili ze to ja mam jakies wygorowane oczekiwania wobec corki ...
Daddy's Diary - 3rd of July 2007
Abi is just 5 weeks old and mom starts to teach her how to speak. So don't say that I have excessive expectations toward my daughter ...
wtorek, 7 lipca 2009
Dzwieki Radosci - Pamietnik Taty 08.02.19 / Sounds of Joy - Daddy's Diary 08.02.19
Pamietnik Taty - 19 luty 2008
Abi ma prawie 9 miesiecy. Wszystko dookola wydaje sie niesamowicie ciekawe. Jej glowne zajecie to poznawanie swiata. Wyglada na to ze sprawia jej to duzo radosci, poniewaz caly czas usmiecha sie i wydaje smieszne odglosy.
Daddy's Diary - 19th of February 2008
Abi is almost 9 month old. Everything around seem so incredibly interesting. Her main occupation is discovering of the world. It looks that it gives her a lot of joy because all the time she smiles and gives out funny sounds.
środa, 27 maja 2009
Pierwszy miesiac za nami! - Pamietnik Taty 07.07.02 / First Month Behind! - Daddy's Diary 07.07.02
Pamietnik Taty - 2 lipca 2007
Pierwsze slodkie usmiechy i okrzyki radosci Abi.
Daddy's Diary - 2nd of July 2007
Abigail's first sweet smiles and shouts of joy.
wtorek, 19 maja 2009
Waiting till it come...
Taka mała dygresja na początek:)))
Ostatnio zajmuję się czekaniem...
na spełnienie marzenia...
czekaniem na 23,
czekaniem na pocałunek, uścisk od najukochańszych osób w moim małym świecie,
czekaniem na kawę w doborowym towarzystwie itp.
No w sumie, to miłe jest to czekanie... od czekania do spełnienia:)Wręcz eksyctujące...
Staram się codziennie zachowywać pokój, i cieszyć się tym co przyniesie nowy dzień. To nadwyraz czas łaski!!!
Ludzie w Stanach są dla nas tacy dobrzy. Codziennie ktoś nas odwiedza, ostatnio przyniesili nam tort lodowy i babeczki z napisem... We Love You:) Amerykańskie, lecz bardzo miłe i pocieszne.
Bóg otwiera nam drzwi, które na początku wydawały się warownią, nie do pokonania. Nowe myślenie, podejście do różnych spraw, więcej powagi... wiem, wiem w moim przypadku to niemożliwe, no ale dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, więc postanowił mnie trochę obszlifować:)
On mnie zmienia, każdego dnia coraz mocniej utwierdzam się w Jego słowie, Jego obietnicach. Czasami we łzach odnajduję zagubione zaufanie, i wtedy czuję, że nie jestem sama.
Dziesięć miesięcy minęło bardzo szybko, i w sumie bardzo się cieszę, bo teraz jest zdecydowanie lepiej.
Jak przyjadę to poniektórym opowiem więcej, oczywiście tak z umiarem, żeby nie zanudzić Szanowych Państwa:)))
środa, 13 maja 2009
To juz drugi tydzien ... - Pamietnik Taty 07.06.07 / Second week... - Daddy's Diary 07.06.07
Pamietnik Taty - 7 czerwca 2007
Az trudno uwierzyc jak czas szybko biegnie. Jeszcze niedawno Abi byla taka mala i delikatna. Sami zobaczcie jak wygladala kilka dni po urodzeniu.
Daddy's Diary - 7th of June 2007
It's hard to believe how time goes fast. Just recently Abigail was so small and delicate. Look yourself how she looked few days after she was born.
środa, 29 kwietnia 2009
Bo lubię pisanie:)
Dobieranie słów stało się cieżką pracą.
Ktoś kiedyś powiedział mi, że powinnam to zakończyć, bo z tegoż zajęcia nie będę mogła wyżwić swojej rodziny:)
Dla owego osobnika w sumie powstał ten blog, żeby udowodnić jemu, a może też sobie, że życie często pisze niezwykłe historie o nas samych. Warto je umieszczać w słowach... zdaniach... na blogach...i jest to o wiele bardziej wartościowe... niż...
Wyżywieniem rodziny zajmuje się mój mąż, tak dla informacji, jak na razie przynajmniej, i nic się przez kolejne lata nie zmieni...
Ostatnimi czasy wiele się w około mnie działo, no i dziać będzie, aż do mojego wyjazdu do Polski.
Tak wiele ludzi potrzebuje pomocy. A ja myślałam
i się myliłam...
W zeszłą sobotę wybraliśmy się z całą rodziną jako wolontariusze na festyn dla najbiedniejszych rodzin w Lafayette. Byliśmy zamknięci przez kilka godzin w sali gimnastycznej bez okien, i klimatyzacji, na zewnątrz tempertaura wynosiła 30 stopni. Każdy z nas miał swoje stanowisko, które obsługiwał.
Ja przez trzy godziny z Kubą na zmianę schylałam się po woreczki wypełnione fasolą i grochem, aby dzieci mogły wrzucać je do koszyków. Za to, że wrzucały dostawały naprawdę ładne nagrody... nowe gry planszowe, zabawki, książki, wielkie maskotki.
Dobrze było widzieć uśmiech i radość na ich twarzach. Po wszystkim z naszym dzielnym, młodym pastorem sprzątaliśmy salę. Jeden student chciał przykleić Abi dziesięć balonów napełnionych helem do pleców, i wiadomo, że ludzie którzy nie mają swoich pociech, nie mają również wyczucia, wracając, popchnął ją, a nasza Abi niefortunnie poleciała na coś tam, i rozbiła nos, krew pociekła, ludzie w szoku, owy student stał, i zakrywał rękami twarz, przepraszając tysiąc razy.
A ja bardziej zestresowałam się tą całą atmosferą, niż samą Abi, bo ta przestała płakać po minucie, i z zainteresowaniem patrzyła na czerwony kolor cieczy, który wypływał z jej nosa... Mniejsza o to, wszystko po chwili wróciło do normy i powróciliśmy do sprzątania. Już widzę babcie Abi, które to czytają:) na pewno nie będą zadowolone...
W poniedziałek natomiast ludzie z naszej grupy domowej zrobili mi wielką niespodziankę, zorganizowali dla mnie urodzinowe przyjęcie. Jej, miłe to było bardzo!
A rano mój mąż zrobił mi śniadanie:D, i jestem z niego dumna, że obudził się ze śpiewem ptaków:)
Oj tak mi się zdaje, że pisać to jednak lubię, no może nie jest to styl naukowy, w sumie na pewno nie jest, ale przecież coś by było ze mną nie tak, jakbym na moim blogu używała słów, których znaczenia sama do końca nie rozumiem...Jestem anty bohaterem tej historii:)
A tak poważnie to kto to jest anty bohater, wykładów na ten temat miałam co niemiara na studiach, ale nigdy nic z tego nie wyniosłam, nic co pomogłoby mi w życiu rzecz jasna.
Wielki ukłon w stronę kogoś kto myślał, że podciął mi skrzydła i zabrał zapał, ... nie wręcz odwrotnie zmusił mnie do myślenia, i przekonał, że jestem niezniszczalna z NIM u boku.
Dziekuję za uwagę:)
Do następnego napisania:)))
piątek, 17 kwietnia 2009
Wiosna wiosna wiosna
Bóg stworzył wszystko tak niezwykle w odpowiednim czasie.
Niesamowite myśli kłebią się po głowie, kiedy słychać śpiew ptaków.
Razem z Abi chodzimy biegać...po chodnikach... w jedno z moich ulubionych miejsc. Większość z was gdyby miała okazję zobaczyć o jakim miejscu mówię stwierdziłaby zapewne, że coś jest ze mną nie tak. Rzeczywiście jest tam kilkanaście domów, wąska droga dla samochodów, dwa chodniki, ale...
Kiedy wchodzisz na tą posesję, cisza sprawia, że odpoczywasz. Zdaje mi się, że to teren prywatny, ale osoby które mnie tam mijają, nie mają pretensji, że korzystam z chodnika, a Abi ciągle próbuje otwierać skrzynki pocztowe, i przenosić kamienie:)
Ludzie sami jej pokazują, jak to się robi...
I tak właśnie, kiedy mama używa zacnego słowa NIE, zawsze pojawi się ktoś kto powie TAK. Domyślać się można, że Abi najbardziej lubi tych, którzy jej na wszystko pozwalają. Miłe jest jednak w Amerykanach to, że zazwyczaj, kiedy idziesz ulicą, ktoś cię zatrzyma, powie miłe słowo...ach.
Kuba ciągle pracuje. Wczoraj jednak udało mi się go wyciągnąć na spacer do mojego miejsca ciszy.
Za oknami naszego mieszkania rozciąga się jedna z najbardziej uczęszczanych dróg naszego miasta. Samochody jeżdżą tu tak do 2 w nocy, a potem na 3 godziny jest spokój.
Jednak można się przyzwyczaić. Człowiek ma dar przystosowawczy:)
Dzisiaj mamy gościa na kolacji, więc idę coś przygotować.
No i tak to zmieściłam kilka informacji o wszystkim i o niczym:)
wtorek, 14 kwietnia 2009
Jak na szpilkach...
Dni odliczam i myślę o niebieskich migdałach:)
Niebawem, jak tylko Bóg da mi taką możliwość poodwiedzam wszystkich moich znajomych, to tu, to tam. Dwa miesiące to w sumie dużo czasu na nadrobienie wielu zaniedbanych spraw.
Dziękuje wszystkim za modlitwy, za ciepłe myśli, i za to, że przez cały czas są ludzie którzy na mnie czekają.
Najchętniej to już dzisiaj spakowałabym walizki:)
Ale hamuję moje instynkty i włączam racjonalne myślenie:)
Przecież to jeszcze 6 tygodni...
Ach, Ten Jezus, On to mnie potrafi zaskoczyć...
Yupiiiiii
poniedziałek, 30 marca 2009
Koncert!
Miesiąc temu kiedy dowiedziałam się, że w tutajszym teatrze wystąpi z koncertem Michael W. Smith i Steven Chapman, w moim sercu zrodziło się ogromne pragnienie bycia tam:)
Gdy zobaczyłam cenę biletu, moje emocje opadły i najzwyczajniej w świecie zrezygnowałam.
Mam jednak niezwykłego Ojca, który zna mnie lepiej niż każdy inny człowiek na ziemi.
Widział i poczuł moje marzenia...
Tydzień temu odwiedził nas na kolacji nasz pastor, w pewnym momencie, zapytał się czy może nie chcę pójść na koncert Michaela i Steve'a:D
Można się domyślać jaka była moja reakcja, łzy napłynęły mi do oczu, i w sercu od razu poczułam ogromną wdzięczność, bo wiedziałam, że to przepiękny prezent z góry:)
Moja odpowiedź brzmiała TAK
Wczoraj wybrałam się tam z Robbie'm i jeszcze jedną, miłą rodziną amerykańską.
Pierwsze półtorej godziny śpiewał Steve Chapman. Jego piosenki przeplatały się ze świadectwami z jego życia. 10 miesięcy temu wraz z żona stracili swoją malutką córeczkę w wypadku samochodowym. Gdy mówił to co przeżywał przez ten cały okres i, jak teraz śpiewa ponownie dla Boga, ludzie płakali i wiedziałam, że przez jego świadectwo, Duch Świety bardzo działał.
Po 15 minutowej przerwie zaśpiewał Michael W. Smith. Wow!!! Ten człowiek o niebo lepiej brzmi na żywo, niż na płytach!
Niesamowity mężczyna z siłą i przekonaniem oddawał chwałę Bogu na scenie, za każdym razem mówił, że nie jest gwiazdą, jest osobą którą Bóg powołał do służby uwielbienia. Jak sam stwierdził: Komu więcej powierzono, od tego się będzie więcej wymagać:)
Zdjęć niestety nie mam, bo nie pozwolono wnosić aparatu:(
Wczoraj po raz kolejny odczułam, że Bóg chce spełniać nasze marzenia, każde nasze westchnienie ma dla Niego znaczenie.
Kocham Go i nigdy nie zamieniłabym życia jakie mam w NIM dla tego co jest na świecie!!!
poniedziałek, 23 marca 2009
Wycieczka do muzeum 19.03.2009
Wujek Robbie ze swoimi ulubieńcami:)
Babcia z wnuczkiem:)
Brooke
Bardzo się lubią, jak widać na załączonym obrazku:)
Abigail i Corbin
Córcia z tatusiem
Miś polarny w tle:)
Zabawy w wodzie
Z Panem maszynistą:)
W pociągu...
DinoLand
Abi jako archeolog:)
W tle przerażające dinozaury:)
Rodzinka w pełnym składzie:)
Ekscytujący to był dzień...
Corbin
Abi w trakcie jedzenia śniadania:)
Tata Corbina:)
Przepiękny dzień z cudownymi ludźmi u boku:)
czwartek, 12 marca 2009
***
Ze światłości
w światłość
przemieniana codziennie...
Wypatruję...
Za szybą domu,
otwartego nieba...
Kiedy przyjdziesz?
Czy głośno zapukasz?
Chcę Cię
usłyszeć,
poczuć,
zobaczyć!
Prezentem
w tych czasach
jest dla mnie POKÓJ
serca,
myśli,
rozumu...
Jezus
imię światu nieznane
Dla nas uciszonych w czekaniu...
niezmienne,
jedyne
ROZWIĄZANIE...
wtorek, 10 marca 2009
List Jakuba 4,8
Te słowa bardzo mnie dziś dotknęły. Może jest to skutek ostatnich dni, kiedy w świecie chrześcijan zdano sobie sprawę, że czas jest krótki...
Ja przez ostatni miesiąc również byłam dotykana słowem Bożym w tym temacie.
Czasami modliłam się by nie skończyć, jak ,,głupie panny", bez oliwy w swojej lampie, kiedy przyjdzie sam Jezus.
Kiedy przeczytałam ostatnie artykuły napisane przez znanych mówców chrześcijańskich, wysłuchałam kilka bardzo dobrych kazań, o tym, jak Bóg oczyszcza dziś swoje dzieci, to tak naprawdę po jakimś czasie odczułam ogromną ulgę i pokój.
Dla niektórych to co piszę wydaje sie istną abstrakcją, ale chcę Wam powiedzieć, że to co tu zamieszczam, jest zawsze prawdą i w pewnym stopniu zapisem tego co jest we mnie. Mam pragnienie dzielenia się tym z Wami:)
Uczę się ostatnio wiary. Napiszę jedno małe świadectwo, które pokaże niektórym z was, jak Bogu zależy, kiedy szczerze Mu ufamy.
Był bardzo deszczowy, szary dzień. Nie zanosiło się na to, że przestanie padać do wieczora.
Siadziałam w domu z Abi, Kuba przez cały dzień był na uczelni.
Otworzyłam lodówkę i zdałam sobie sprawę, że nie będzie dziś obiadu. Tego dnia miałam iść do sklepu, jednak ze względu na ulewę nie ruszałam się z domu:)
W swoim sercu tylko westchnęłam...Boże Ty widzisz...
Po chwili przybiegła do mnie moja córcia i przytuliła mnie, co było zapewnieniem jej miłości w tej kłopotliwej chwili:)
Potem w natłoku matczynych zajęć, zapomniałam o pustej lodówce, i zaczęłam się bawić z moim dzieckiem. Nagle Abi zrywa się, i biegnie w stronę okna. Wdrapuje się na krzesło i pokazuje palcem na zatłoczoną ulicę, krzycząc ciągle Bev, Bev, Bev...
Co oznacza imię pewnej kobiety z naszego kościoła, która jest bardzo bliska naszemu sercu.
Pomyślałam sobie, że moje dziecko na pewno się myli, Bev nigdy nie przyjeżdza bez zapowiedzi, z resztą za naszym oknem jeździ mnóstwo podobnych do siebie samochodów... Dzieci mają tą wrażliwość duchową, której mi czasami brakuje:)
Po 2 minutach słyszę pukanie do drzwi, i powiem szczerze, że z wrażenia nie czułam nóg. To była właśnie Bev. Powiedziała mi, że rano została poruszona przez Ducha Świetego by zrobić mi zakupy. Przyniosła dokładnie to co potrzebowałam na obiad, a Abi dostała w prezencie książeczkę z naklejkami:)
Czyż Bóg nie troszczy się o to co będziemy jedli, co będziemi pili, i w co będziemy się przyodziewać, nawet gdy za oknem ulewa???
Jemu najbardziej zależy!!!
Dlatego chcę Mu dziś oddać chwałę!
To przecież nasz kochany Tatuś:))
Amen!
niedziela, 1 marca 2009
Life...
Jestem bardzo podekscytowana każdą informacją, która dociera do mnie z prędkością światła:)
Wpierw zacznę może od tego, co dzieje sie w naszym ,,Zabłockowym" życiu.
Tydzień temu byłam na bardzo miłym, babskim spotkaniu. Rozmawiałyśmy przez cztery godziny, no i oczywiście jadłyśmy:) Wiem, że, jak przystało na babski meeting, cztery godziny to bardzo mało, jak na pogadanki:) Bywałam na takich, gdzie usta nie zamykały nam się przez całą noc:) Spotkanie w gronie Amerykanek udało się jednak. Było kulturalnie, miło i smakowicie;)
W ubiegłym tygodniu mieliśmy kilku gości.
Teraz to dopiero zażywam prawdziwego życia...gdzie?...w kuchni:)
Gotuję, gotuję i gotuję. Powiem szczerze, że bardzo to polubiłam.
Ludzie, którzy do nas zachodzą, chyba też, bo ostatnio coraz częściej widuję ich w naszym mieszkaniu:)
Dzisiaj mieliśmy huczną imprezę w naszym kościele. Nasz młody wiekiem pastor kończył 30 lat, a zbór obchodził druga rocznicę powstania. Po nabożeństwie, każdy mógł sie najeść do syta. Serwowano potrawy meksykańskie. Nawet Abi zjadła sporo mięsa z jakimiś tam przyprawami.
W Ameryce panuje taki zwyczaj, że na okrągłe urodziny każdy z zaproszonych gości może przygotować śmieszną historię o jubilacie. My z Kubą zastanawialiśmy się co powiedzieć, ale doszliśmy do wniosku, że chyba aż tak dobrze to ludzi jeszcze nie znamy:)
Potem wszystkie dzieci, uderzały specjalym kijkiem w wielką papryczkę chili zawieszoną na suficie i wypełnioną kilkoma kilogramami cukierków, lizaków, i gum do żucia. Abi starała się na rękach Kuby uderzać ze wszystkich swoich sił, jednak po wielu staraniach, jej starsza imienniczka rozerwała paprykę i wszystkie dzieci rzuciły się na podłogę po swoją zdobycz, Abi rzecz jasna też, choć bałam się przez moment, że ją stratują:) Wielkim zaskoczeniem było dla mnie, że kilka dzieci podeszło do niej i dało jej swoje cukierki, wzruszyłam się jednym słowem;)
A teraz coś o mnie...
Czuję się tak jakoś inaczej niż zwykle, postanowiłam, że każdego wieczoru, jak to tylko możliwe będę słuchać kazań polskich kaznodziejów. I słucham ich sobie już tak z dwa tygodnie, a nawet więcej. Jednym się mogę podzielić, moje pojmowanie pewnych spraw zmieniło się o 180 stopni. Myślę pozytywnie, jestem uśmiechnięta, szczęśliwa, wypełniona nadzieją, choć dookoła sprawy bardzo różnie się mają. I o to chyba chodzi, że pomimo problemów zachowujesz radość, bo masz przy sobie TEGO, który panuje nad każdą przeciwnością. Jezus zabiera wszelki niepokój z mojego serca, strach i przygnębienie, i w ten sposób mogę uczyć się wiary.
U nas w West Lafayette coraz częściej świeci słońce i śpiewają ptaki, więc WIOSNA za pasem.
Ta myśl też sprawia, że chce się żyć!
I to tyle na dzisiaj...
sobota, 14 lutego 2009
Dzień różowych, tandetnych serduszek:)
Mój natomiast się wyparł i powiedział, że zrobimy sobie dzień miłości, za dwa dni, kiedy każdy zapomni o Walentynkach:)
Pierwszy raz jestem w Stanach, w tym czasie, i mogę dostrzec, że Amerykanie mają lekkie skrzywienie na punkcie wszystkiego co różowe i czerwone. Wchodząc do sklepów masz wrażenie, jakbyś była w jakimś Candy World dla małych dziewczynek:) Będę szczera nie podoba mi się:(
Za wielką wodą 14 lutego obchodzi się zupełnie inaczej. Najczęściej dzieci robią specjalne kartki rodzicom, babciom i dziadkom, tylko po to by powiedzieć, że kochają. Wszystkie szkoły przygotowują fety na cześć serduszkowego święta. Każdy jest bardzo podekscytowany, że będzie mógł wydać mnóstwo pieniędzy na misie, czekoladki, ciasteczka i balony:)
Ja nie wydałam nic, bo wszystko jest bardzo tandetne. Niektórych może zszokuje moja szczera wypowiedź, ale wiedzcie, że nie jestem przeciwko tym, którzy lubią to święto i je obchodzą.
Jedni lubia różowy kolor inni nie, więc staram się być tolerancyjna w pewnym stopniu:P
Pozdrawiam wszystkich, którzy dziś zostają w domu, na dodatek w piżamach:)))
sobota, 7 lutego 2009
Lelum polelum:)))
Doszłam do wniosku, że moich myśli jest tak wiele, że trudno to nawet zebrać w logiczną całość.
Zacznę może od tego, że u nas na kilka dni zawitała wiosna, a z nią ciepły wiatr.
Ach... teraz dni będą coraz dłuższe, i już niedługo lato.
Abi zdrowieje, nasz plan dnia wraca do normy. Koniec z ciągłym noszeniem na rękach, i puszczaniem 10 odcinków Krecika:) Czego się nie robi dla kochanej córki...
Cóż choroba dobiegła końca, a z nią nastał koniec 100% laby:)))
Abi nie jest z tego zadowolona, w sumie to ja też nie, bo przyprowadzanie do pionu wiąże się z cierpliwością i spokojem wewnętrzynym...
Ja też czuję się coraz lepiej i cieszę się, że niebawem wyjdę przynajmniej do sklepu.
Dziś jedna kobieta z kościoła przywiozła nam obiad, to bardzo miłe z jej strony.
Widzę, że Bóg w niesamowity sposób się o nas troszczy. Chwała mu za to!
Co do moich przemyśleń to uczę się, jak żyć ufnością i nie za bardzo myśleć o przyszłości, tzw. nie chodzi mi o to, aby nie planować sobie, ale o to by zbytnio się nie zagłębiać co się z nami stanie.
Ostatnio słyszałam wypowiedź jednego wierzącego człowieka, który pomaga ludziom bezdomnym na dworcu centralnym w Warszawie. Przepiekne świadectwo!!! Zaczerpnęłam od niego tak wiele, a to co najważniejsze, aby się nie bać!
Jeśli Jezus jest ze mną, to kto jest przeciwko mnie...stwierdzić muszę, że NIKT:)))
i amen!
Miejcie się dobrze i łykajcie Wit. C:)))
poniedziałek, 2 lutego 2009
A ja leżę i leżę...
Na grypę to już chyba każdy mój znajomy chorował w tą zimę, a Ci którzy nie chorowali, niech się cieszą i dziękują Bogu:)
Stan mojego samopoczucia był tak dziwny, iż mogę napisać, że wcale się nie czułam...
Cała moja siła uleciała gdzieś w niebo, i na dodatek moje kochane dziecko z gilami do pasa oraz gorączką było tak marudne, że w jednej chwili poczułam się tak bezradna, jak nigdy.
Dzięki Bogu mija dziś trzeci dzień i obydwie z Abi czujemy się coraz lepiej...bez antybiotyku...
Hip hip hurra!!!
To naprawdę Boża ingerencja, bo w trzy dni wyleczyć się z grypy...Rzadko komu sie to udaje!
Myślę, że to efekt wszystkich modlitw, zanoszonych przez naszych kochanych rodziców i bliskie nam osoby! Dziekuję z całego serca!
Teraz siedzimy sobie w domu, choć powiem szczerze, że mam czasami ochotę wyjść na zewnątrz.
W West Lafayette ciągle świeci słońce, leży czysty biały śnieg i na dodatek tylko kilka stopni poniżej zera.
Abi przed tym, jak dopadła ją grypa, ulepiła pierwsze w swoim życiu dwa bałwany:)
Jednego z nich niefortunnie rozjechał samochód, na co moja córka odrzekła jedynie: Ooou:)
Nadmienię, że bałwana lepiłyśmy na parkingu obok naszego mieszkania.
Kuba ciągle na uczelni... ciężka praca, cieżka praca i tak w kółko...
Ja go naprawdę podziwiam:)
Wczoraj usłyszałam bardzo mądre słowa od taty Andrzeja, że jeśli chemy coś wielkiego osiągnąć, musimy nauczyć się o to walczyć. Jedynie małe, niezbyt kosztowne rzeczy przychodzą prosto, bez wysiłku. To niby takie proste, może...ale jedynie w słowach...W czynach jest zupełnie odwrotnie...
Dzieki Tato za bardzo życiowe rady!!!
Czas zawalczyć o swoje życie, tak na serio!!!
środa, 28 stycznia 2009
Lepiej jest dawać aniżeli brać...
Historia o małej Lence poruszyła moje serce do głębi.
Człowiek od razu chcąc nie chcąc zastanawia się ...Co bym zrobiła gdyby to spotkało Abi?...
Oczywiście nie wiem, i nie potrafie sobie wyobrazić, dlatego proszę was o pomoc!!!
Dzisiejszy świat skoncentrowany jest tylko na sobie, nie na drugim człowieku, dlatego przeciwstawmy sie temu i pomóżmy z całego swego serca!!!
Wszystkie informacje znajdziecie na tej stronie:
http://www.lenkakaczmarek.pl/
NIE BĄDŹMY OBOJETNI NA LUDZKIE CIERPIENIE!!!!
niedziela, 18 stycznia 2009
czwartek, 15 stycznia 2009
Wspomnienia
Nastał czas pisania...
Nastał czas zadumy...
Może to te -25 stopniowe mrozy na zewnątrz, że człowiek najchętniej schował by sie pod ciepłą kołdrę z niestygnącym, gorącym kakaem.
I tak przez cały dzień zatopić się w myślach, we wspomnieniach, w tym co teraz, i w tym co potem.
Ostatnio uczę się być posłuszna, przede wszystkim memu Bogu, ale także mężowi, ludziom których bardzo szanuję.
Ciężko jest czasem powiedzieć... Boże nie moja wola, lecz twoja niech sie dzieje. Te słowa czasami rozrywają mnie od środka...to znaczy, że za mało ufam...?
Powracam czasami do wspomnień tych miłych memu sercu, które tylko skleroza może wymazać:)
Wypowiedź Madziutka na jednym z blogów przypomniała mi ostatnio szalone lata z ChSa. Nasze wspólne spotkania w akademiku, wymianę kulturową, ciągłe poleganie na Bogu, uczenie się przyjaźni i zrozumienia innych.
....Dawid, Dolapo, Żenia, Agatka, Blanka, Andrzej, nasze kochane siostry z Afryki Madziutku:)
Spotkania u mego ŚP. dziadka, smażenie na gorącym ogniu kury przez Dolapo, a potem wylewanie oleju przy modlitwie na dywan...
Niezapomniane chwile, wywołujące uśmiech i przyspieszone bicie serca.
A teraz cisza... Jakoś wszystko sie pozmieniało, czy ja się starzeję (tak apropo wpisu matki Królika:). Teraz jest tak...hm... ,,inaczej"
Jestem żoną, matką, ale jestem też kobietą, w której nadal tkwi to ,,coś", co sprawia, że chcę robić szalone rzeczy dla Boga, biegać po Pietrynie z Madziutkiem i cieszyć się miłością:)
Wiem, że nie taki jest Jego plan by tylko żyć wspomnieniami...choć te są bezcenne i niepowtarzalne...
wtorek, 13 stycznia 2009
Moje małe odkrycia
Przemiany
Ciągłe niewiadome...
Odpowiedź przychodzi
we właściwym czasie
Niespodziewając się niczego,
nikogo... ja...
Z nienacka
Dzieją się cuda
Dotknięta miłością
W zwykły dzień,
przy blasku słońca...
Zmieniam się...
Przemieniam siebie...
Już nie ta sama,
na tej samej drodze...
Ponownie czekam
W niewiadomych życia...
Byś mógł mnie jeszcze raz...
zaskoczyć...
Dla mojego kochanego Taty Krzysia:)
sobota, 10 stycznia 2009
Dużo by pisać...
W tym pięknym domu spędziliśmy tak naprawdę całe Świeta i Sylwestra:)
Nasi wspaniali przyjaciele z Moblie zrobili nam niespodziankę,
i kilka dni przed Bożym Narodzeniem poinformowali nas, że kupili nam bilety na samolot.
A ja tak sie martwiłam, że te Święta z dala od rodziny przyjaciół, będą bardzo ciężkie.
No cóż. Jak się ma takiego Boga u którego wszystko jest możliwe to zdarzają się dość często cuda...te większe i te mniejsze, które trudno czasem zauważyć:)
Czas zimowy w Alabamie przywitał nas temeraturą +25 stopni. I powiem szczerze, że bardzo mi się to spodobało. Lato w środku zimy...zawsze o tym marzyłam:)
A więc w Sylwestra biegaliśmy w krótkich rękawkach i szortach:)
Jednak nie to jest najważniejsze, ktoś zaopiekował sie nami, traktował, jak swoje dzieci, jak najbliższa rodzinę, i mogłam poczuć się przez chwilę, jak w domu...
Jeden tydzień minął bardzo szybko, więc wrócilismy do West Lafayette. Abi chciała zostać z wujkiem Ferillem i ciocią Liennie, ale myśl o tym, że znowu poleci samolotem sprawiła, że była gotowa do odjazdu:) Dzieci są jednak bardzo szczere i za to je tak bardzo kochamy:)
W naszym mglistym mieście, niestety lata nie ma, za to jest nieprzyjemna zima, i codziennie zamarza deszcz na drogach, więc w kółko słychać karetki pogotowia:(
Mnie natomiast dopada od czasu do czasu melancholia, szczególnie wtedy kiedy rozmawiam na Skype z moimi najbliższymi, dostaje maile z ciepłym słowem... Wtedy tak jakoś zaczynam tęsknić, ale chyba bardziej dojrzale, bo czuję, że wzrastam, że się rozwijam w zaufaniu do Boga.
Kuba zaczyna drugi semestr studiów, a ja zaczynam kolejne lekcje uczenia się Boga w samotni.
Z jednej strony się cieszę, bo w takich chwilach można najbardziej go doświadczać...
Życzę wam w Nowym Roku miłości,
ale tej płynącej z góry...
Od Mesjasza
<><