piątek, 31 października 2008

O Abi

A jeśli chcecie zobaczyć poczynania naszej ukochanej córci zapraszam na stronkę mojego męża:)
http://www.jzablocki.multimo.pl/
Kiedy przybliżam się do mojego Boga, wszystko staje sie takie proste, a zarazem świeże. To niesamowite, że kiedy moja relacja się z Nim pogłębia, słowo, które codziennie czytam trafia do mnie w niesamowity sposób.
Ostatnio jeden z fragmentów, który czytałam wiele razy przemówił do mnie bardzo wyraźnie.
Jezus mówi tam, że na ziemi nie ma swojego własnego domu. Tak bardzo mnie to uderzyło, bo ja też w sumie nie mam swojego stałego miejsca zamieszkania, ciągle się gdzieś przenosimy, ciągle zmieniamy otoczenie.
Postanowiłam, że tym razem postaram sie z całych sił cieszyć się tym, że tu jestem i błogosławić to miasto i tych ludzi, dawać im miłość i jednoczesnie radość.
Po mojej decyzji następnego dnia dostałam bardzo dużo maili, od ludzi z tutejszego kościoła. Wszyscy zapragnęli nagle wypić ze mną kawę, i po prostu pogadać:)
Bóg zadziałał, bo ja zmieniłam nastawienie!
Jeśli przeminiamy nasze myśli na pozytywne, to od razu widać owoce!

Ci którzy znają troszkę naszą historię życia informuję, że do naszego miasta w następnym tygodniu, przyjeżdża Liennie i Ferrill (to ci ludzie, którzy 2 lata temu zafundowali nam wycieczkę do Stanów)
Będą tu kilka dni, więc zapowiada się niesamowity czas. Jestem ty wszystkim bardzo podekscytowana:) Przyjechali specjalnie, żeby się z nami zobaczyć i przywieźć nam sporo rzeczy. Bóg jest dobry!

Z innej beczki odwiedzając blogi zaprzyjaźnionych mi osób, stwierdzam, że Bóg naprawdę czyni coś wielkiego w Polsce i przemawia do każdego na inny sposób i to jest niesamowite, piszcie kochani więcej, bo jestem spragniona polskich przemyśleń, informacji co gdzie, jak i kiedy:)
Kocham was bardzo, pomimo odległości, która nas dzieli!!!

wtorek, 28 października 2008

Poniedziałkowy wieczór


Dla mnie życie w Ameryce ciągle jest takie samo...no może poza małymi wyjątkami:)
Wielu ludzi z Polski pisze do mnie maile, jak się miewam, jak mijają mi dni?
Może zacznę od tego, że staram się być bliżej Boga i szanować każdy dzień, który On mi daje.
Z taką myślą żyje mi się znacznie lepiej, bo wtedy wykorzystuje jakże cenny czas na ,,cenne" rzeczy.
Wczoraj wieczorem wraz z mężem i Abi byliśmy u jednego młodego małżeństwa. Przyszło tak około 10 osób, więc w domu było gwarno i tłoczno:)
Moja córka była zachwycona atmosferą i tym, że każdy zwracał na nią swoją uwagę
... ach te kobiety ...:)
Właściciele domu posiadają małego foksteriera, która wyczekiwał chwili, jakby tu liznąć Abi po twarzy. No i się wreszcie doigrał, bo wyrzucono go do ogrodu i biedna Abi większość czasu przesiedziała w kuchni przy szybie ( pies również), wysyłając mu niezliczone serie buziaczków. To się nazywa przyjaźń:)
My w tym czasie z Kubą mogliśmy troszkę porozmawiać z młodzieżą amerykańską. Wszyscy już pracują, czasami dniami nocami, więc w kółko podkreślają, jak bardzo są zajęci i zmęczeni.
Ja osobiście korzystałam z czasu i próbowałam im przetłumaczyć, że życie jest piękne i czasami wzkazane jest się zatrzymać. Poznaliśmy z Kubą bardzo miłe, młode małżeństwo, i mam cichą nadzieję, że może się jakoś, gdzieś, kiedyś spotkamy.
Ogólnie pisząc wieczór był bardzo udany i cieszę się, że mogłam się na chwilkę wyrwać z szarej rzeczywistości.
Po moich codziennych przemyśleniach dochodzę jednak do wniosku, że obecny czas w Stanach jest niepowtarzalny i co najważniejsze sprawia, że mogę się rozwijać w mojej osobistej relacji z Bogiem.

środa, 22 października 2008

Yummy:)


Chciałabym dzisiaj podzielić się pewną historią, która wiele dała mi do myślenia, a poniekąd jest opowiedzią na moje pytania...

Pewnego dnia pewna dziewczyna zaczęła zwierzać się swojej matce, jak bardzo jest nieszczęśliwa. Właśnie oblała kolejny egzamin, rzucił ją jej ukochany chłopak, jej najlepsza przyjaciółka wyprowadza się. Jej mama w tym czasie właśnie przygotowywała ciasto i zapytała swojej córki czy nie chciałaby skosztować kawałka. Na co dziewczyna odrzekła:
,,Z chęcią mamo, uwielbiam twoje wypieki".
,,Proszę zjedz margarynę, którą używam do ciasta". ,,Fuj, nie dziękuję"- odpowiedziała zdziwiona córka. ,,A może skosztujesz kilka surowych jajek?" "Co to to nie mamo!!!" ,,A może trochę mąki, albo proszku do pieczenia?" ,,Mamo!!!Przecież to jest obrzydliwe!" Mama patrząc na swoją zdziwoną córkę odrzekła: Tak kochanie wiem, że wszystkie te rzeczy pojedyńczo są okropne w smaku, ale jeśli połączy się je w odpowiedni sposób, stworzą przepyszne ciasto do zjedzenia"

I oto koniec tej jakże prostej, ale mądrej historii.
Chciałabym wyjaśnić, że Bóg pracuje dokładnie na tych samych zasadach, jak powyżej! Zastanawiamy się, dlaczego mógł On dopuścić do tak strasznych, ciężkich chwil w moim życiu? Bóg jednak wie, że gdy te wszystkie złe rzeczy poukłada w swoim porządku, wszystko to posłuży ku dobremu. Mamy Mu tylko zaufać, a gdy to zrobimy, zaczną się dziać rzeczy niezwykłe!

Bóg szaleje na naszym punkcie:)!!!
Każdej wiosny posyła w naszą stronę mnóstwo kwiatów, które tak pięknie pachną. Daje nam słoneczne poranki. Kiedykolwiek, chcę z kimś porozmawiać, On zawsze jest gotowy by słuchać. I dlatego wybrał nasze serca, byśmy mogli to wszystko otrzymać!


Mam nadzieję, że kolejny dzień waszego cudownego życia, będzie, jak kawałek pysznego ciasta:)))
Kocham Was i dziękuję za modlitwy, i tak oto Bóg przemawia do mnie przez proste rzeczy...

poniedziałek, 20 października 2008

Życie...

Bardzo długo nie pisałam. Dlaczego?
Czasami nie miałam siły po całym dniu,
czasami pichciłam coś w kuchni, kiedy Abi poszła spać,
Czasami łapała mnie melancholia itd.
Z resztą czy to ważne, najważniejsze, że teraz piszę.
Zaczął się nowy tydzień. Dziś dostałam wiadomość, że jedyna z osób, która sie tu nami zaopiekowała ma poważny problem ze zdrowiem. Po raz kolejny musi stawić czoła nowotworowi. Jej system immunologiczy jest bardzo słaby, a to bardzo niedobrze.
Rozpłakałam się bardzo, ponieważ w pewnym momencie pomyślałam, że ją stracimy.
Bóg dał mi jednak pokój do serca. Wiem, że się nią zaopiekuje.
Ta kobieta ma 54 lata, ale myślę, że mogę ją już nazwać osobą bardzo mi bliską. Nie zmienia to faktu, że tak jak większość Amerykanów nie ma na nic czasu, to i tak ona poświęca go nam najwięcej.
Kuba ciągle się uczy, jest bardzo zmęczony. Pocieszam się faktem, że za 2 miesiace to się skończy i bedzie miał mniej zajęć.
Życie w Ameryce nie rozpieszcza. Nie bez powodu powstało przysłowie ,,Ameryka to dla byka".
No ja tym bykiem to jeszcze nie jestem:)
Proszę was o modlitwę, bardzo jej potrzebujemy.
Kochamy was i dziękujemy za wszystkie maile i listy, które przychodzą na nasz adres.
A oto strona mojego męża, od czasu do czasu zamieszczamy tam nasze zdjęcia.
http://www.jzablocki.multimo.pl/

poniedziałek, 13 października 2008


Słownik mojego skarba poszerza się wzdłuż i wrzesz:)
Kwa kwa- to twa twa
Upaść na pupę:)- to ma ba
Rower- to bum bum
Gęś- to ge gu

niedziela, 12 października 2008

Dziś postanowiłam, że przestaję się wreszcie zastanawiać czemu tu jestem, po co i dlaczego...ble, ble, ble:)
Niektórzy dziwią się nam, że opuścilismy kraj, w momencie gdy wiekszość do niego wraca.
Wiadome jest wszem i wobec, że Ameryka przechodzi poważny kryzys, ale w sumie które z państw go nie przechodzi. Większość rynków naszego globu uzależniona jest od Ameryki.

Piszę o tych sprawach, bo ostatnio długo się nad tym zastanawiałam. Jak to jest, że jesteśmy za oceanem i uczestniczymy w kryzysie ( który chciał nie chciał jest odczuwalny, np. w podwyżkach cen za żywność)
Doszłam do prostego wniosku, że tu na ziemi nie ma nigdzie bezpiecznego miejsca, wszedzie dobrze, bądź źle się dzieje. Jedyne bezpieczne miejsce to Boże ramiona i świadość tego, że Jezus zawsze nas ochroni od złego i przeprowadzi przez problemy:)
Kiedy te myśli zwyciężają w mojej głowie odczuwam radość!

Byliśmy dziś kolejny raz w kościele. Coraz bardziej lubię tych ludzi, pomimo, że nie mają dla nas czasu:( Coraz bardziej jestem przekonana, że to nasze miejsce, bo Bóg porusza moje serce żeby modlić się o poszczególne osoby, i jakoś wewnętrznie związuje mnie z nimi:)
Na naszej środowej grupie mamy dwie kobiety chore na raka. Jedna z nich jest moją bliską znajomą. Ostatnio miała do przejścia dwie chemie pod rząd, w poniedziałek i wtorek. Poinformowałam moich rodziców o tym fakcie, a oni powiadomili kościól w Łodzi i w Terespolu. Piszę o tym, bo modlitwa ma moc. W poprzedni czwartek dostałam od tej kobiety maila, z informacją, że to był cudowny czas, choć musiała przyjąć tak dużo leków, nic ją nie bolało i czuła się znakomicie, gdzie wcześniej nie mogła sie ruszać z łóżka przez cały tydzień.
Bóg dzisiaj działa w niesamowity sposób. Dziękuję wszystkim kochanym ludziom, którzy wsparli nas w modlitwie!
Druga kobieta o której pisałam, jest w jeszcze gorszym stanie. Starszne jest to, że lekarze dają jej kilka miesięcy życia. Ma trójkę dzieci w wieku szkolnym, i teraz postanowiła, że nie będzie bezczynnie tracić czasu i jedzie na dwutygodniową misję do Ghany w Afryce. Wyjeżdża już za tydzień. Czyż to nie cudowne cieszyć się życiem w taki sposób:) Choć głęboko wierzę, że Bóg ją uzdrowi!!! Wręcz czekam z niecierpliwością:)

Teraz poniekąd odkrywam swoje powołanie tutaj. Wspierać, pomagać, wyciągać dłoń do ludzi którzy tego potrzebują. Jezus poszedł do tych, którzy byli odrzuceni od społeczeństwa, a my mamy być takimi, jak On. Uczę się tego cały czas.
Przez ostatni tydzień wszyscy ludzie w kościele, zbierali zaoszczędzone na jedzeniu pieniądze do specjalnych kopert w swoich domach. Przez siedem dni wiekszość z nas jadła ryż, fasolę i warzywa. Dlaczego? Aby choć na chwilkę poczuć, co przeżywają ludzie, którzy nie mają funduszy na życie. Wiele ludzi cierpi dziś głód, co pięć sekund na świecie umiera dziecko!
Udało nam się zebrać na niedzielnym spotkaniu tyle by móc wykarmić sto osób przez trzy miesiące! Wspaniale!!! Co, jak co, ale Amerykanie hojni są, a my się od nich uczymy, bo to dobra cecha:)


Na koniec mój ukochany fragment z mojej kochanej Biblii:)

Jezus rzekł:
Bedziesz miłował Pana Boga swego z całego serca swego, z całej duszy, i wszystkich myśli.
To jest największe i pierwsze przykazanie.
A drugie jemu podobne:
Będziesz miłował bliźniego, jak siebie samego!
Ewangelia Mateusza 22, 37-39

piątek, 10 października 2008


1 Psalm Dawidowy.
Pan światłem i zbawieniem moim:
kogóż mam się lękać?
Pan obroną mojego życia:
przed kim mam się trwożyć?
2 Gdy na mnie nastają złośliwi,
by zjeść moje ciało,
wtenczas oni, wrogowie moi i nieprzyjaciele,
chwieją się i padają.
3 Chociażby stanął naprzeciw mnie obóz,
moje serce bać się nie będzie;
choćby wybuchła przeciw mnie wojna,
nawet wtedy będę pełen ufności.
4 O jedno proszę Pana,
tego poszukuję:
bym w domu Pańskim przebywał
po wszystkie dni mego życia,
abym zażywał łaskawości Pana,
stale się radował Jego świątynią.
5 Albowiem On przechowa mnie w swym namiocie
w dniu nieszczęścia,
ukryje mnie w głębi swego przybytku,
wydźwignie mnie na skałę.
6 Już teraz głowa moja się podnosi
nad nieprzyjaciół, co wokół mnie stoją.
Złożę w Jego przybytku
ofiary radości,
zaśpiewam i zagram Panu.
7 Usłysz, Panie, głos mój - wołam:
zmiłuj się nade mną i wysłuchaj mnie!
8 O Tobie mówi moje serce: «Szukaj Jego oblicza!»
Szukam, o Panie, Twojego oblicza;
9 swego oblicza nie zakrywaj przede mną,
nie odpędzaj z gniewem swojego sługi!
Ty jesteś moją pomocą,
więc mnie nie odrzucaj i nie opuszczaj mnie,
Boże, moje Zbawienie!
10 Choćby mnie opuścili ojciec mój i matka,
to jednak Pan mnie przygarnie.
11 Panie, naucz mnie Twojej drogi,
prowadź mnie ścieżką prostą,
ze względu na mych wrogów!
12 Nie wydawaj mnie na łaskę moich nieprzyjaciół,
bo przeciw mnie powstali kłamliwi świadkowie
i ci, którzy dyszą gwałtem.
13 Wierzę, iż będę oglądał dobra Pańskie
w ziemi żyjących.
14 Ufaj Panu, bądź mężny,
niech się twe serce umocni, ufaj Panu!

Umieściłam ten Psalm, ponieważ dziś na nowo do mnie przemówił. Napiszę tylko...
Bóg się mną w cudowny sposób opiekuje, czasami czuję, jak jest blisko i wtedy wiem, że wszystko będzie dobrze.
PS. Kuba miał dziś urodzinki, nie upiekłam mu niestety ciasta, ale za to kupiłam Donatsy:)
To był wspaniały dzień!

wtorek, 7 października 2008




Mój ukochany Madziutek przypomniał mi przez bardzo wzruszający tekst na swoim blogu:), o pewnej sytuacji, która dawno temu miała miejsce na Piotrkowskiej. A mianowicie chodzi o nasz (jeden z bardzo wielu spacerów) po szalonych wykładach profesora Kryzi, albo co gorsze niezorganizowanych lekcjach jezyka serbskiego z Panem Jankiem. Dokładnie nie pamietam...
Szłyśmy sobie w słoneczny dzień i rozważałyśmy jaki jest ten, nasz cudny Bóg. Mijało nas wtedy tyle ludzi, że przez chwilkę zrobiło się gwarno i tłoczno. W pewnej chwili stanełyśmy obydwie, i odczułyśmy łapiąc się za ręce, że nikt nas nie widzi. Ludzie mijali nas i nikt na nas nie patrzył. Przypominam sobie, to nieziemskie uczucie. Czas sie dla nas zatrzymał. Zaczełyśmy próbować zwrócić na siebie uwagę przechodniów, ale ludzie obok nas po prostu nas nie widzieli.
Powiecie może, że nie zwracali uwagi na świruski:), ale nie to było coś co przeżyłam tylko raz w życiu i do tego z moim Madziutkiem ukochanym:) Czułyśmy jakby ktoś nas wyrwał z tamtego miejsca i wlał pokój w serce, i było tak inaczej i spokojniej przez chwilkę. Niezwykłe to było przeżycie, ale w sumie czemu tu się dziwić, jeśli nasz Bóg jest wszechmogący i może WSZYSTKO:)
Madziutku, ale ja z Tobą przeżyłam cudownych chwil i te nasze nocki w twoim domu, rozmowy do późna, twoją ciepłą dłoń, kiedy słynny profesor Z. na mnie krzyczał, gorącą czekoladkę w Bratysławie, zmagania duchowe na Slocie, twoje słowa pociechy dotyczące moich rozterek sercowych, mówienie ludziom o Jezusie. Teraz pozostaje tylko wspomnienie, ale za to jak słodkie i miłe:). Modlę się byśmy mogły kiedyś zamieszkać blisko siebie i nadrobić te kilka lat rozłąki:))

Jest ktoś kto zawsze czeka
Podaje na dłoni uśmiech i łzę.
W chaosie życia przynosi radość.
Podnosi modlitwą
I kocha cię

Cudne chwile wiążą nas na wieczność
Listy pisane na kartkach w kratkę
Kawiarnia Dybalskich
Kawa ciasteczko
To wszystko
Dla mnie tak
Cenne i ważne...

Dla mojego Madziutka...

poniedziałek, 6 października 2008


Poniedziałki w West Lafayette to czas rozmyślań.
Dziś przez cały czas gryzłam się z myślami, dlaczego tak się to wszystko toczy, dlaczego nie ma nikogo z kim (ot tak) można wypić kawę i pogadać. Kuba nie pije kawy, i cały czas się uczy
(w sumie to taki czas), a na dodatek to mężczyzna...:)
. Abi też kawki nie pija, no i na razie używa mało zrozumiałego języka:)
Brakuje mi młodej kobiety z którą mogłabym się dzielić tym co przeżywam.
Cały czas jednak mam w myślach refleksję, że to jest mój czas by bardziej poznać Boga.
Uczę się tego na przykładzie Józefa. On też był oddzielony na jakiś czas, egzystujący w różnych warunkach, a jednak ciągle, niewzruszenie ufał, przez to Boża przychylność=łaska były z nim.

Ja też odczuwam tą przychylność szczególnie wtedy, kiedy się modlę każdego dnia. Zamykam się w swojej ,,komorze" i rozmyślam, czasami płaczę, czasami uśmiecham się w stronę nieba, a przy tym niewzruszenie czuję Jego rękę na moim ramieniu i zrozumienie, które łamie moje serce.
Uczę się mojego Boga, poznaje kim jest, jak myśli. I doznaję Jego uleczającej miłości, która rozumie, pociesza i stawia do pionu.
Dziś modliłam się za jedną z najcudowniejszych osób w moim życiu. I teraz czuję pokój, bo wiem że ta osoba jest w Bożych rękach i nic jej nie grozi.
I napiszę na koniec tak po amerykańsku;)
I keep all of You in my prayers:)))
With love Your Agnes

niedziela, 5 października 2008

Już dwa miesiące...


Czas szybko mija i bardzo mnie to cieszy:)... Szybciej zawitamy do Polski;)
Jednak nie skupiam się na tym zbyt mocno, lecz staram sie żyć chwilą i w danym mi momencie zrobić, jak najwięcej.
Każdego dnia Amerykanie zadziwiają mnie sposobem życia, szczerze przyznam, że nie chce się do nich upodobniać.
Są bardzo mili, serdeczni i otwarci na pomoc, ale (bo zawsze takie się znajdzie:) mają wielki problem z czasem, który mogliby poświęcić innym ludziom. Dziwne jest to, że się do tego przyznają i nawet podkreślają to w różnych dyskusjach...I'm always busy, what can I do???...
My z Kubą odczuwamy to na każdym kroku. Sukcesem jest, kiedy zatrzymasz jakiegoś amerykanina na choćby 10 minut pogawędki. Raz mi się to udało:) Przyznam jednak, że było ciężko, a zarazem smutno, bo, jak tu swobodnie rozmawiać, kiedy widzisz, że twój słuchacz błądzi wzorkiem gdzie indziej, ponieważ właśnie mu się przypomniało, że musi coś jeszcze załatwić.
No cóż trudno, jakoś się może do tego przyzwyczaję. Brak mi tych polskich rozmów przy kawie i ciasteczku:)
Ostatnimi czasy Abi złapała trzydniówkę, nie wspomnę o wyrzynających się zębach. Przez trzy dni miała gorączkę, a po tym wyskoczyła jej wysypka na całym ciele. Moje dziecko, jednak czuje się znakomicie:) Dziś na przykład malowała ze mną po raz czwarty zwierzaki mieszkające na farmie. Najbardziej lubi świnki i ciągle woła na nie muuuuuu, choć próbujemy jej to wyperswadować z głowy:) Bez szans, świnka jest muuuu i koniec...

Przez ubiegły tydzień pomogła nam bardzo pewna kobieta imieniem Bev. Ma 54 lata i ma cudowną rodzinę, którą miałam okazję poznać w zeszły piatek. Dzielnie walczy z rakiem, przyjmując co tydzień chemię. Dziękuję za modlitwy i pamięć o niej kochani!

Bev ma wnuczka, który urodził się trzy dni przed Abi, więc są w tym samym wieku.
Szczerze muszę przyznać, że Bóg nam dał zastępczą babcię w Stanach. Choć tych prawdziwych nikt nie zastąpi:)))
Czekamy jeszcze na jakiegoś amerykańskiego dziadka (hi, hi)
Bóg bardzo zadziałał przez tą kobietę, kiedy Abi gorączkowała. Pewnego dnia po prostu przyjechała i wręczyła mi torbę z tak wieloma rzeczami, że nie mogłam uwierzyć. Jedną z nich był nowiutki telefon komórkowy. Dlaczego? Bo, jak stwierdziła: Matka z małym dzieckiem nie może zostawać sama bez telefonu. Kochana kobitka:) Cóż innego mogę napisać:)

Kuba przez cały czas się uczy. Widzę, że jest wyczerpany, ale jeszcze tylko dwa miesiace i dłuuuuga przerwa świąteczna:) Czekamy na nią wszyscy z utęsknieniem!
Ja na wszystkie możliwe sposoby próbuję Kubie nie przeszkadzać, za to Abi wcale, a wcale nie przejmuje się tym, że tatuś powinien mieć ciszę i spokój. Ostatnio bardzo głośno śpiewa la la la la, i czeka na aplaus, nie od mamusi, lecz od tatusia. Bo, jak tatuś pochwali to, to jest COŚ:)))
Zauważyliśmy ostatnio śmieszną rzecz, że jak tylko założy jakąś sukienkę, bądź ładną bluzeczkę od razu biegnie do Kuby i czeka, aż oczy taty zauważą ją. Prezentuje się i obkręca. Kuba zawsze jest tym zachwycony i bierze swoją księżniczkę na ręce, a ona daje mu buziaka i mocno przytula.
Ten obraz zawsze łamie moje serce.
Jestem Bogu tak bardzo wdzięczna, że On tak samo bierze mnie mocno w swoje ramiona i przenosi przez przeszkody.
To na tyle!
Jak ja was kocham!
A jak tęsknię!!!
Madziutku czekam na list, nie zapomniałam my dear friend!

środa, 1 października 2008

Z życia Abigail


Najsłodszy język świata to język twojego dziecka:) tak ktoś mądry kiedyś napisał...
W związku z tym przedstawiam kilka śmiesznych dziwięków, wyrazów, itp. jakimi posługuje się Abi:)
Mama- to mama
Tata- to tata
Babcia- to baba
Dziadek- to dada
Piesek- to łof, łof
Kotek- to mniau, mniau
Mucha i pszczoła- to zzzzzz
Żarówka- to si si
Pif paf- to dla Abi ma ma
Gargamel ( ten od smerfów), bo ostatnimi czasy zwróciła na niego baczną uwagę- to gil gil:)
Chcę jeść- to yyy mniam yyy mniam
Nie- to nie
Tak- to ta
Ulubiony zlepek wyrazów Abi- to mama mama tata tata mata mata:)
Dźwięk wozu strażackiego bądź karetki- to łi jo, łi jo

I to na tyle nic mi już nie przychodzi do głowy:)