niedziela, 1 marca 2009

Life...

Tyle się ostatnio dzieje dookoła mnie, tutaj, jak i tam za wielką wodą w Polsce.
Jestem bardzo podekscytowana każdą informacją, która dociera do mnie z prędkością światła:)

Wpierw zacznę może od tego, co dzieje sie w naszym ,,Zabłockowym" życiu.

Tydzień temu byłam na bardzo miłym, babskim spotkaniu. Rozmawiałyśmy przez cztery godziny, no i oczywiście jadłyśmy:) Wiem, że, jak przystało na babski meeting, cztery godziny to bardzo mało, jak na pogadanki:) Bywałam na takich, gdzie usta nie zamykały nam się przez całą noc:) Spotkanie w gronie Amerykanek udało się jednak. Było kulturalnie, miło i smakowicie;)

W ubiegłym tygodniu mieliśmy kilku gości.
Teraz to dopiero zażywam prawdziwego życia...gdzie?...w kuchni:)
Gotuję, gotuję i gotuję. Powiem szczerze, że bardzo to polubiłam.
Ludzie, którzy do nas zachodzą, chyba też, bo ostatnio coraz częściej widuję ich w naszym mieszkaniu:)

Dzisiaj mieliśmy huczną imprezę w naszym kościele. Nasz młody wiekiem pastor kończył 30 lat, a zbór obchodził druga rocznicę powstania. Po nabożeństwie, każdy mógł sie najeść do syta. Serwowano potrawy meksykańskie. Nawet Abi zjadła sporo mięsa z jakimiś tam przyprawami.

W Ameryce panuje taki zwyczaj, że na okrągłe urodziny każdy z zaproszonych gości może przygotować śmieszną historię o jubilacie. My z Kubą zastanawialiśmy się co powiedzieć, ale doszliśmy do wniosku, że chyba aż tak dobrze to ludzi jeszcze nie znamy:)

Potem wszystkie dzieci, uderzały specjalym kijkiem w wielką papryczkę chili zawieszoną na suficie i wypełnioną kilkoma kilogramami cukierków, lizaków, i gum do żucia. Abi starała się na rękach Kuby uderzać ze wszystkich swoich sił, jednak po wielu staraniach, jej starsza imienniczka rozerwała paprykę i wszystkie dzieci rzuciły się na podłogę po swoją zdobycz, Abi rzecz jasna też, choć bałam się przez moment, że ją stratują:) Wielkim zaskoczeniem było dla mnie, że kilka dzieci podeszło do niej i dało jej swoje cukierki, wzruszyłam się jednym słowem;)

A teraz coś o mnie...
Czuję się tak jakoś inaczej niż zwykle, postanowiłam, że każdego wieczoru, jak to tylko możliwe będę słuchać kazań polskich kaznodziejów. I słucham ich sobie już tak z dwa tygodnie, a nawet więcej. Jednym się mogę podzielić, moje pojmowanie pewnych spraw zmieniło się o 180 stopni. Myślę pozytywnie, jestem uśmiechnięta, szczęśliwa, wypełniona nadzieją, choć dookoła sprawy bardzo różnie się mają. I o to chyba chodzi, że pomimo problemów zachowujesz radość, bo masz przy sobie TEGO, który panuje nad każdą przeciwnością. Jezus zabiera wszelki niepokój z mojego serca, strach i przygnębienie, i w ten sposób mogę uczyć się wiary.

U nas w West Lafayette coraz częściej świeci słońce i śpiewają ptaki, więc WIOSNA za pasem.
Ta myśl też sprawia, że chce się żyć!
I to tyle na dzisiaj...

2 komentarze:

Boo pisze...

Jak dobrze czytać taki radosny post! Kochana oby tak dalej, jeszcze więcej radości, wiosny i cudownych ludzi dookoła Was. I miss you:)

Unknown pisze...

oj tak Agusiu, wiele radości wniosłaś do mojej codzienności tym wpisem i swoją postawą. I u nas też coraz częściej i głośniej słychać ptaki...oj wiosno, przyjdź pręciutko :) Buziaki.Kasia