niedziela, 5 października 2008

Już dwa miesiące...


Czas szybko mija i bardzo mnie to cieszy:)... Szybciej zawitamy do Polski;)
Jednak nie skupiam się na tym zbyt mocno, lecz staram sie żyć chwilą i w danym mi momencie zrobić, jak najwięcej.
Każdego dnia Amerykanie zadziwiają mnie sposobem życia, szczerze przyznam, że nie chce się do nich upodobniać.
Są bardzo mili, serdeczni i otwarci na pomoc, ale (bo zawsze takie się znajdzie:) mają wielki problem z czasem, który mogliby poświęcić innym ludziom. Dziwne jest to, że się do tego przyznają i nawet podkreślają to w różnych dyskusjach...I'm always busy, what can I do???...
My z Kubą odczuwamy to na każdym kroku. Sukcesem jest, kiedy zatrzymasz jakiegoś amerykanina na choćby 10 minut pogawędki. Raz mi się to udało:) Przyznam jednak, że było ciężko, a zarazem smutno, bo, jak tu swobodnie rozmawiać, kiedy widzisz, że twój słuchacz błądzi wzorkiem gdzie indziej, ponieważ właśnie mu się przypomniało, że musi coś jeszcze załatwić.
No cóż trudno, jakoś się może do tego przyzwyczaję. Brak mi tych polskich rozmów przy kawie i ciasteczku:)
Ostatnimi czasy Abi złapała trzydniówkę, nie wspomnę o wyrzynających się zębach. Przez trzy dni miała gorączkę, a po tym wyskoczyła jej wysypka na całym ciele. Moje dziecko, jednak czuje się znakomicie:) Dziś na przykład malowała ze mną po raz czwarty zwierzaki mieszkające na farmie. Najbardziej lubi świnki i ciągle woła na nie muuuuuu, choć próbujemy jej to wyperswadować z głowy:) Bez szans, świnka jest muuuu i koniec...

Przez ubiegły tydzień pomogła nam bardzo pewna kobieta imieniem Bev. Ma 54 lata i ma cudowną rodzinę, którą miałam okazję poznać w zeszły piatek. Dzielnie walczy z rakiem, przyjmując co tydzień chemię. Dziękuję za modlitwy i pamięć o niej kochani!

Bev ma wnuczka, który urodził się trzy dni przed Abi, więc są w tym samym wieku.
Szczerze muszę przyznać, że Bóg nam dał zastępczą babcię w Stanach. Choć tych prawdziwych nikt nie zastąpi:)))
Czekamy jeszcze na jakiegoś amerykańskiego dziadka (hi, hi)
Bóg bardzo zadziałał przez tą kobietę, kiedy Abi gorączkowała. Pewnego dnia po prostu przyjechała i wręczyła mi torbę z tak wieloma rzeczami, że nie mogłam uwierzyć. Jedną z nich był nowiutki telefon komórkowy. Dlaczego? Bo, jak stwierdziła: Matka z małym dzieckiem nie może zostawać sama bez telefonu. Kochana kobitka:) Cóż innego mogę napisać:)

Kuba przez cały czas się uczy. Widzę, że jest wyczerpany, ale jeszcze tylko dwa miesiace i dłuuuuga przerwa świąteczna:) Czekamy na nią wszyscy z utęsknieniem!
Ja na wszystkie możliwe sposoby próbuję Kubie nie przeszkadzać, za to Abi wcale, a wcale nie przejmuje się tym, że tatuś powinien mieć ciszę i spokój. Ostatnio bardzo głośno śpiewa la la la la, i czeka na aplaus, nie od mamusi, lecz od tatusia. Bo, jak tatuś pochwali to, to jest COŚ:)))
Zauważyliśmy ostatnio śmieszną rzecz, że jak tylko założy jakąś sukienkę, bądź ładną bluzeczkę od razu biegnie do Kuby i czeka, aż oczy taty zauważą ją. Prezentuje się i obkręca. Kuba zawsze jest tym zachwycony i bierze swoją księżniczkę na ręce, a ona daje mu buziaka i mocno przytula.
Ten obraz zawsze łamie moje serce.
Jestem Bogu tak bardzo wdzięczna, że On tak samo bierze mnie mocno w swoje ramiona i przenosi przez przeszkody.
To na tyle!
Jak ja was kocham!
A jak tęsknię!!!
Madziutku czekam na list, nie zapomniałam my dear friend!

4 komentarze:

m.glaz pisze...

A ja myślę, że Polacy już tak wiele się nie różnią. U nas też już brak czasu na rozmowę, na spacer, ciastko i kawę.

A mój Pio z uporem maniaka ostatnio na wszystko mówi Abi :)

Boo pisze...

List się pisze, dzisiaj naskrobałam 3 strony A4. Zbieram na bilet do USA, już mam 3 złote :)

m.glaz pisze...

No to se pozbierasz :D, a tak w ogóle to lecę z Tobą.

Aguś pisze...

Dołożyła bym się wam do biletów, ale teraz kasiorki nie mam. Ufam Bogu, że jednak któregoś dnia ktoś do mnie zawita:(